Miesiąc
od polskiej premiery zdążyłam się zorientować, że książkę E. Lockhart można
albo mocno kochać, albo szczerze nienawidzić. Skoro jedna książka wywołuje tyle
emocji, to i ja postanowiłam się z nią zmierzyć.
Poznajcie
Cadence. Dziewczyna jest najstarszą z wnucząt wielmożnej rodziny Sinclairów.
Razem z niewiele młodszymi od siebie kuzynami – Johnnym i Mirren, a także z
Gatem stanowią paczkę Łgarzy. Co wakacje spotykają się na prywatnej wyspie znajdującej
się w rękach ich dziadka i spędzają tam dwa miesiące. Tylko tam czują się w
pełni szczęśliwi i tylko tam mogą spędzać ze sobą czas. Ale jedno feralne lato
i jeden wypadek sprawia, że ich więzy się rozpadają, a cała rodzina dąży do
destrukcji.
Żadne z nich nie żyje w biedzie.
Żadne z nich nie żyje w biedzie.
Książka
poprowadzona jest z perspektywy Cadence, która opowiada nam swoją historię.
Zaczyna się, kiedy bohaterka kończy piętnaście lat i trwa przez następne dwa
lata. Przez cały ten czas – czyli około 250 stron – poznajemy wszystko, co
najważniejsze w tej historii: wydarzenia, które ukształtowały bohaterów, więzy
między nimi, otoczenie, w którym przyszło im żyć. Fabuła jednak, sama w sobie,
nie odgrywa dużej roli i można powiedzieć, że jest zupełnie nijaka. Sama
autorka jakby nie przykłada do niej wagi i pisze, żeby jakoś te 250 stron
zapełnić. Toteż niektóre ze scen są niepotrzebne i gdyby niewielki rozmiar książki
– spokojnie mogłyby być pominięte.
Ważniejsi
od fabuły stają się bohaterowie i ich zachowanie, które nie jest bezcelowe (
jakby się mogło wydawać). Lockhart poukrywała tam wszelkie wskazówki, które
początkowo nie mają sensu, chociaż zwracają uwagę na kryjącą się gdzieś w tle
intrygę. Dopiero zakończenie daje pełny
obraz na całą tajemnicę, którą kryje wyspa i jej mieszkańcy, a także trochę
usprawiedliwia bohaterów książki E. Lockhart, bo niekiedy ciężko pozbyć się
wrażenia, że są to papierowe postacie, które kompletnie nic nie wnoszą.
Cadence
jest we Łgarzach narratorką i zauważa
najmniejsze detale, które czasami będą zwracać uwagę na niecodzienność
sytuacji, a czasami podkreślać delikatność i ulotność chwili. Romantyzm
bohaterki bardzo przypadł mi do gustu. Sama wyspa, na której toczy się akcja,
posiada niezwykły klimat i podczas czytania niejednokrotnie chciałam się tam
znaleźć. To zasługa głównie stylu, którego
używa autorka, a jest to styl, który wprowadza piękną atmosferę i doskonale
pasuje do zaprezentowanej historii.
Książka
przywodzi na myśl trochę baśń: jest tu dziadek, głowa rodziny, władczy niczym
król, który zawzięcie broni swojego królestwa skutecznie manipulując wszystkimi;
są księżne, które zrobią wszystko, aby przypodobać się swojemu ojcu i odziedziczyć
jego królestwo; jest w końcu królewna, która pragnie desperacko ochronić swoją
zagrożoną miłość. A miłością tą będzie chłopiec, nieszlacheckiego pochodzenia,
który najpierw został wychowany przez króla, a teraz powinien uciekać przed nim
jak najdalej tylko może. Zresztą autorka wprowadza części baśni również
dosłownie i dlatego niektóre rozdziały stanowią zinterpretowaną przez Cadence
wersję rzeczywistości, zaczynającą się tradycyjnym baśniowym Dawno, dawno temu…
,,Wciągająca,
piękna i diabelnie inteligentna (…)” - głosi z okładki John Green, autor
bestsellerowej powieści Gwiazd naszych
wina. Trudno się z nim nie zgodzić: Byliśmy łgarzami to faktycznie świetnie
napisana, wyrafinowana i wciągająca książka. Zakończenie jest przejmujące,
możliwe, że dla niektórych będzie przewidywalne, ale na pewno nie można mu
odmówić oryginalności. Jedyne, z czym się nie zgodzę, to z ,,diabelską
inteligencją”. Książka jest debiutem Lockhart i debiutem pachnie. Jest trochę
niedopracowana, a sceny z różnych okresów mieszają się ze sobą. Mam tę
świadomość, że to ma stanowić pewnego rodzaju układankę, ale trudno się przez
to czyta.
Pomimo
to zdecydowanie polecam Byliśmy łgarzami. Warto po nią sięgnąć chociażby dla zakończenia. Tylko jeśli ktoś cię zapyta jak się kończy, skłam.
Julia
E.Lockhart, Byliśmy łgarzami, Wydawnictwo YA!, 2014, stron: 247
dobra recenzja.gratuluję.
OdpowiedzUsuń