Miłości
bywają trudne, szczególnie w młodym wieku, kiedy to nie do końca wiemy, czego
oczekujemy od siebie, a co dopiero tej drugiej osoby. Chociaż pragniemy, żeby
wszystko było piękne i słodkie, niczym z powieści, które czytamy i marzymy, by
stały się prawdą, to niestety nie wszystko zależy od nas. Czasami pisane jest
nam inne zakończenie: bez happy endu. I bez względu na to, jak mocno byśmy się
starali, nie zmienimy przeznaczenia. Czasami jest to zapisane w gwiazdach.
Tak
naprawdę nie da się zdefiniować miłości – może są to małe gesty, a może pełne
uniesień dramatyczne chwile. I choć istnieje przekonanie, że prawdziwa miłość
różni się znacząco od tej przewijającej się na ekranie czy kartkach powieści,
to jednak czasami można doświadczyć uczucia czegoś znajomego. Historia
przedstawiona w powieści Jennifer Niven, Wszystkie
jasne miejsca, jest jak najbardziej realna i ma bardzo realny finał. A
historię miłosną w niej przedstawioną można by przyrównać do wody, która ma dwa
przeciwstawne działania: budujące i niszczące. I podobnie jak woda, miłość
między nastolatkami tutaj buduje, a tam niszczy.
Wspólna
historia Violet i Fincha zaczyna się, kiedy dochodzi do ich spotkania na
szczycie wieży – a dokładniej za barierką, kilkadziesiąt metrów nad ziemią.
Chłopak ratuje dziewczynę przed utratą życia, chociaż plotki rozchodzące się po
szkole głoszą coś zupełnie odwrotnego, a jego zainteresowanie wobec niej
niespodziewanie wzrasta. Wspólny projekt
szkolny będzie okazją do wzajemnego poznania się i odkrycia, że to, co mówią
ludzie, zazwyczaj nie jest zgodne z prawdą. Uważany za dziwaka Finch tylko przy
Violet może być prawdziwym sobą, czyli zabawnym i śmiałym facetem. Pogrążona w
żałobie i marząca o wyjeździe z miasta dziewczyna zaczyna patrzeć w przyszłość,
zamiast liczyć w kółko dni. Niestety, niektórych problemów nie da się
rozwiązać, kiedy czasu jest tak mało.
„Jesteś wszystkimi kolorami
jednocześnie. W największej ich jaskrawości.”
Czekałam
na tę książkę bardzo długo i bardzo nie chciałam się rozczarować. I nie
rozczarowałam się pod żadnym pozorem. Wszystkie
jasne miejsca to powieść, która – chociaż napisana w cudowny i nieco
magiczny sposób – ma w sobie coś niesamowicie realnego. Chociaż przez większość
czasu jest łagodna i subtelna, gorycz jest zauważalna od początku. Zakończenie
złamało mi serce. Dawno nie czytałam czegoś równie smutnego. Podziwiam autorkę,
że zdecydowała się na taki krok – możliwe, że jej powieść nie byłaby równie
dobra, gdyby zakończyła się w odmienny sposób.
Wszystkie
małe gesty, którymi raczą się nawzajem Violent i Finch, początki ich znajomości
i rozkwitające uczucie, najpierw przekonują czytelnika, że w sumie wszystko
jest możliwe, a miłość nie wybiera, żeby następnie dowieść, że czasami to nie
wystarczy. Czasami nawet najpiękniejsze chwile nie są w stanie zmienić całego i
życia i przeszłości ani zaważyć na przyszłości. Może Violent i Finch mieliby
szansę, gdyby spotkali się wcześniej; niestety, spotkali się zbyt późno.
Niven
podobnie jak wielu innych młodzieżowych autorów nawiązuje do twórczości znanych
amerykańskich mistrzów pióra, takich jak Virginia Woolf czy Herman Meliville.
Ich słowa przewijają się na kartach powieści, znacząc życie i osobliwości
charakterów. Autorka idzie o krok dalej i w poszczególnych scenach wyraźnie
inspiruje się dziełami (w szczególności Falami
Woolf), a nawet życiorysem wielkich twórców. Połączenie fabuły z inspiracjami w
taki sposób stanowi kolejny plus.
Namawiam
wszystkich do poznania tej pięknej, lecz także smutnej i przygnębiającej
powieści o pierwszej miłości i traumach, z którymi wszyscy musimy się zmierzyć.
Wszystkie jasne miejsca stają się
jeszcze dobitniejsze w odbiorze, kiedy okazuje się, że historia Violent i
Fincha jest podobna do historii Jennifer Niven. Jeśli autorka chciała przelać
wszystkie swoje emocje, które kiedyś odczuła po stracie bliskiej osoby na karty
powieści, to jestem pod wrażeniem, jak dobrzej jej się to udało. Trudno odłożyć
tę książkę obojętnie na półkę i zwyczajnie o niej zapomnieć.
Julia
Jennifer
Niven, Wszystkie jasne miejsca, Wydawnictwo
Bukowy Las, 2015, stron: 424
Jestem dosłownie jeden dzień po lekturze. Książka, tak jak tobie, załamała mi serce. Jestem nią zachwycona ale przepełnia mnie smutek. Nie zapomnę o niej łatwo i również każdemu polecam.
OdpowiedzUsuńTwoja recenzja jest według mnie naprawdę dobra :)Chętnie będę częściej zaglądać.
Dziękuję! Jest mi bardzo miło, jeśli Ci się podoba <3 :) "Wszystkie jasne miejsca" to niewątpliwie piękna, ale łamiąca serce historia. Czasami jednak naprawdę warto sięgnąć po takie książki. Zdecydowanie zapraszamy do czytania bloga i polecamy się na przyszłość :) /J.
OdpowiedzUsuń