Motyw zabijania
dotykiem pojawia się ostatnio w
książkach młodzieżowych. Co ciekawe władzą uśmiercania najlżejszym dotykiem
obarcza się same dziewczęta, czemu tak jest - nie wiem. Dobrych wspomnień z tym
tematem związanych nie mam, „Dotyk Julii” przerwałam w połowie. Zwykle bowiem takie
powieści kręcą się wokół tylko tego jednego wątku i są przewidywalne. Nie
powiem, żebym za tym przepadała.
„Córka zjadaczki grzechów”
okazała się być dużo bardziej skomplikowana,
niż początkowo myślałam. Akcja rozgrywa
się w pełnym magii, średniowiecznym królestwie, rządzonym przez wiekową dynastię.
Od niepamiętnych czasów jedyną w królestwie Lormere religią jest wiara w Bóstwa,
Światła i Ciemności, które pobłogosławiły Rodzinę Królewską, obdarzając ją
specjalnym łaskami. Czasami na Ziemi odradzała się też Córka Bóstw – Daunen Wcielona,
zapowiadająca złoty wiek królestwa.
Jak głosi legenda
wyjaśniająca jej istnienie, światem od zawsze rządziły dwa Bóstwa: Daeg Władca
Słońca i jego żona Naeht władająca nocą. W zamierzchłych czasach Naeht
przestała wystarczać ciemność; uknuła spisek, który sprawił, że jej mąż nie
mógł wzejść, pogrążając świat w ciemności. I właśnie wtedy z ich związku narodziła
się Daunen, śpiewem obudziła ojca i uratowała Lormere. Daeg przysiągł, że duch
Daunen powróci jako symbol nadziei, w ciele ślicznie śpiewającej rudowłosej
dziewczyny, a jej przybycie będzie
błogosławieństwem dla świata.
Tak się też dzieje i na
świat przychodzi Twylla, obdarzona tymi łaskami. Od urodzenia jej życie służy
większemu celowi i dziewczyna zdaję sobie z tego sprawę. Z początku nie jest to
jednak wcale przeznaczenie Daunen Wcielonej, tylko zjadaczki grzechów, roli przekazywanej sobie z pokolenia na pokolenie w
linii żeńskiej. Twylla nie chce pójść w ślady matki i objąć tej odpowiedzialnej
funkcji, więc kiedy królowa daje jej wybór: życie w pałacu jako Daunen Wcielona
i narzeczona księcia albo zostanie przy matce i objęcie funkcji Zjadaczki
Grzybów, wybiera Pałac.
Okazuje się, że jej
życie nie będzie takie wspaniałe, jak myślała. Musi co miesiąc dowodzić swojej boskiej
natury, pijąc porannicę, śmiertelną truciznę, na którą jest odporna dzięki
błogosławieństwu Bóstw. Musi też wymierzać z jej pomocą sprawiedliwość,
zabijając dotykiem wrogów Lormere. Twylla czuję się mordercą i wcale nie chcę już być Daunen Wcieloną, ale
odwrotu już nie ma, a to dopiero początek jej problemów.
Akcja powieści rozwija
się bardzo powoli, właściwie cały początek to opis przeszłości, nawet kiedy
pojawiała się jakaś akcja, nie była niespodziewana, szokująca ani nie wnosiła
nic nowego. Brzmi nudno, prawda? I takie było. Nie warto się jednak zrażać,
gdyż z każdą stroną było lepiej. W połowie mogłam już bez obaw powiedzieć, że
to bardzo dobra książka, a na początku byłam od tego bardzo daleka. Z każdym
nowym rozdziałem pojawiał się nowy, ciekawy sekret, bohater, idea i tak na
szczęście już do końca. Czułam się, jakby książka stopniowo mnie pożerała, dając
na osłodę mroczną opowieść z romansem w tle.
Bohaterowie, też ulegli
tej magicznej zmianie na lepsze; o ile na początku nie tolerowałam narratorki,
w połowie zaczęłam się z nią zgadzać. Rzadko w powieściach następuje taka
zmiana wszystkich poglądów, sympatii, przeznaczenia, charakteru, a nawet
przekonań religijnych.
W odniesieniu do „Córki zjadaczki grzechów”
warto podnieść kwestię religii, w końcu cała świadomość Twylli się na niej
opiera. Można powiedzieć, że narratorka jest osobą głęboko wierzącą, ale nie
naiwną. Wychowywała się w rodzinie, która mimo piastowanej przez matkę funkcji
nie była religijna. W takim razie zdziwiła mnie nagła przemiana duchowa, Twylla
objęła funkcje błogosławionej przez Bóstwa bez żadnych pytań, niepewności. To
jakoś nie zupełnie pasowało mi do jej charakteru.
Mimo podjęcia tematów:
śmierci, religii, przeznaczenia, życia po śmierci, nie odniosłam wrażenia, że
„Córka zjadaczki grzechów” jest książką poważną. Polecam ją raczej jako powieść
umilającą zimne jesienne wieczory.
Dana
Melinda Salisbury
Za książkę dziękujemy Wydawnictwu
Chętnie sięgam po wszelkie młodzieżówki, więc myślę, że i ta prędzej czy później wpadnie w moje ręce. Wydaje się interesująca.
OdpowiedzUsuńJuż sam tytuł i okładka - intrygują. Treść (nie bez zastrzeżeń) - spełnia oczekiwania. Pozdrawiamy :)
UsuńGenialna książka! A Lief okazał się podłym draniem 😢
UsuńOchłonęłam po przeczytaniu i nadal nie rozumiem końca. Twylla nie wybrała ani Mereka ani Liefa? Co symbolizuje pukanie do drzwi?
OdpowiedzUsuń