wtorek, 23 lutego 2016

„Mam na imię Maryté” – Alvydas Šlepikas

Wojna ma wiele twarzy i wiele odcieni – jest historią i wygranych, i zwyciężonych. Inną historią. O drugiej wojnie i doświadczeniach ludności zapisano już miliony kartek. I jak się okazuje – temat nie został wyczerpany. Nie wszystkie tragedie zostały jeszcze opowiedziane. Zwykle jednak w kontekście doświadczeń drugiej wojny światowej mówi się i pisze o tragedii Holocaustu, o powstaniu warszawskim, o waleczności żołnierzy i zwykłej ludności stawiającej czoła okupantowi. A pierwsze chwile powojennej rzeczywistości już chyba niekoniecznie znajdują takie odzwierciedlenie w rzeczywistości literackiej jak te sześć wcześniejszych lat.
Książka Alvydasa Šlepikasa dotyka tematu nierozpoznanego. Autor pochyla się nad tragedią tak zwanych wilczych dzieci, Wolfskinder,  czyli niemieckich sierot wojennych z Prus Wschodnich (dzisiejsze tereny Warmii, Mazur, Litwy i Rosji), które do klęski III Rzeszy stanowiły ziemie niemieckie. Po zakończeniu II wojny światowej ludność niemiecka była z tych terenów wysiedlana. Jak niezbadanym tematem jest problem wilczych dzieci, najlepiej świadczy informacja z Wikipedii, która ich ilość szacuje od 10 tysięcy do 25 tysięcy. Ślepikas oddaje głos tym sierotom, opierając swoją historię na faktach.

niedziela, 21 lutego 2016

„Arystokratka w ukropie” - Evžen Boček



„Arystokratka w ukropie” to znakomita i równie śmieszna kontynuacja „Ostatniej arystokratki”. Kto nie czytał pierwszej części, będzie miał teraz podwójną radość, bo powinien czym prędzej nadrobić to przeoczenie. Kto czytał część pierwszą, ma gwarancję równie doskonałej zabawy. Bo nie sposób nie śmiać się w czasie lektury książki o perypetiach hrabiowskiej rodziny Kostków.


Rodzina Kostków żyła spokojnie w Nowym Jorku do momentu, gdy okazało się, że są oni ostatnimi spadkobiercami zamku na Kostce w Czechach. Spakowali swój dorobek, prochy przodków, kota Carycę i wyruszyli do Czech na spotkanie z nieznanym. To spotkanie z nieznanym jest źródłem licznym nieporozumień i komicznych sytuacji. W pierwszej części rodzina próbuje oswoić się z nową dla nich sytuacją. W części drugiej – już trochę okrzepli i próbują zrealizować plan zrobienia z Kostki zamku totalnego. Zadanie karkołomne, gdy weźmie się pod uwagę osoby, które nad tym planem pracują. Czy uda im się zrobić z zamku na Kostce największą turystyczną atrakcję w Czechach? Sprawdźcie sami – ręczę, że warto!

sobota, 13 lutego 2016

„Tu i teraz” – Ann Brashares

Podróże w czasie są bardzo popularnym tematem książek młodzieżowych.  Trudno w tym temacie napisać coś nowego i odkrywczego.  Ta sztuka udała się Ann Brashares,  autorce „Tu i teraz”.  Kobieta podeszła do tematu podróżowania w czasie w nowy  sposób. Nie pisała o wehikułach czasu ani nie opisywała samych podróży. Historia zaczyna się już w nowym czasie i nie jest w niej ważne, jak podróżnicy się znaleźli w nowej czasoprzestrzeni. To było dla mnie spore zaskoczenie, spodziewałam się, że jak w np. „Trylogii czasu” będzie to główny wątek.
Kolejną nowością dla tej powieści jest umiejscowienie akcji w czasie. Właściwa historia zaczyna się 4 lata po przybyciu podróżników do przeszłości. Można powiedzieć, że zaczynamy od środka opowieści. Jest to niespotykany w książkach młodzieżowych zabieg. Zwykle zaczynają się na etapie poznawania nowego czasu, przeznaczenia, sytuacji w społeczeństwie czy stanu materialnego. W „Tu i teraz” jest inaczej – podróżnicy oswoili się z nowościami i wtopili w otoczenie.  Można to porównać do sytuacji, w której „Harry Potter” rozpoczynałby się w połowie trzeciego roku magicznej nauki głównego  bohatera.
Nie wiemy  nic o podróży, ale mamy świadomość, czemu nastąpiła. Początek XXI wieku jawił się jako złoty wiek elektroniki i informatyki. Powoli z każdym rokiem stan świata się pogarszał – klimat drastycznie się ocieplił, pojawiła się nowa, bardzo groźna pandemia przenoszona przez wszechobecne komary.  Jedynym ratunkiem było wysłanie  ludzi  do roku 2010 i próba zmienienia przeszłości. Została wyselekcjonowana grupa najbystrzejszych osób odpornych na zarazę. Znalazła się w niej nastoletnia Prenna James wraz z matką lekarką.  2010 rok okazuję się rajem dla przyzwyczajonych do walki o przetrwanie podróżników.  Zasady, których muszą przestrzegać, sprawiają, że nie mogą nawiązywać bliskich relacji z „tubylcami czasu”, co oznacza też niepoddawanie się pomocy medycznej czy zbyt częste dotykanie.
Prenna jest grzeczną przestrzegającą zasad dziewczyną. Stopniowo zaczyna rozumieć, że nie są tym, czym być powinny i odkrywa prawdę o przyszłości. Wszystko za sprawą Ethana – nastoletniego „tubylca czasu”, który zdaje się wiedzieć więcej, niż powinien. Jej przemiana z grzecznej dziewczynki w pewną swoich racji kobietę jest głównym wątkiem powieści. Możemy śledzić, jak jej myślenie zmienia się dzięki narracji pierwszoosobowej. W czasie czytania miałam wrażenie, że stoi obok mnie i szepcze swoje myli wprost do mojego ucha.
Ethan z kolei od samego początku jest genialnym buntownikiem.  W dzieciństwie zobaczył coś niewytłumaczalnego i zrobi wszystko, żeby odkryć tajemnicę. Chłopak jest odmienny od zwyczajowego modelu ukochanych narratorek z książek młodzieżowych. Ma swoje zainteresowania i przekonania, z których nie zrezygnuje. Jego kreacja jest bardzo skomplikowana, więc nie rozumiem czemu w opisie książki został określony jako „przystojny” i nic poza tym.
Reszta bohaterów nie jest aż tak świetnie wykreowana. Autorka poświęciła mało czasu na postacie trzecioplanowe, przez co nie było niczym więcej od ładnego tła opowieści Prenny i Ethbana. Na uwagę zasługuje tylko postać matki Prenny, której autorka poświęciła naprawdę niewiele tekstu. Szkoda.  Miała w sobie potencjał – niegdyś wpływowa przywódczyni zespołu lekarzy, obecnie pozbawiona głosu kobieta. Nie była buntowniczką, ale nie zgadzała się z pozwoleniem na śmierć niewinnych.
Akcja rozkręca się od pierwszej strony i nie zwalnia nawet na moment. W każdym rozdziale pojawiały się nowe wątki i niespodziewane komplikacje. Bohaterowie stawali w obliczu katastrof i tragedii średnio raz na 3 rozdziały. Dzięki temu książka stała się ciekawsza i uniknęłam czytania nudnego wprowadzenia.  
Powieść ma mniej niż 300 stron i wartką akcję, dzięki temu czyta się ją w ekspresowym tempie.  Jest delikatna, lekka i niewymagająca większego skupienia.  Główni bohaterowie są skomplikowani i świetnie wykreowani, poboczni zostali niesprawiedliwie pominięci. Fabuła jest rozbudowana, ale delikatnie wprowadzona. Podsumowując - książka jest idealna do umilenia czasu bez konieczności poświęcenia jej długich godzin.
Dana
Za udostępnienie książki serdecznie dziękujemy Wydawnictwu YA!



Ann Brashares, Tu i teraz, Wydawnictwo YA!, 2016, stron: 248

poniedziałek, 8 lutego 2016

“Wiedźma z lustra” - Maggie Stiefvater

Po raz kolejny dziwaczne i uśpione w melancholii miasteczko, jakim jest Henrietta, musi zmierzyć się z tajemniczymi siłami, które obudzili Gansey, Adama, Ronan i Blue. Dawniej mogli przypuszczać, że wystarczy jeden krok wstecz, żeby porzucić gonitwę za własnymi marzeniami, od której czasami umierają ludzie, ale teraz nie ma już odwrotu. Gdzieś na granicy między jawą, snami i magią, Adam przekonuje się, że pakt, który zawarł z Cabeswater, czyni go potężniejszym, niż sam pragnąłby przyznać, Ronan odkrywa szansę, by w końcu odzyskać rodzinę, a Gansey znajduje się bliżej mistycznego Króla Kruków niż kiedykolwiek wcześniej. Blue natomiast… ciągle stara się nie zabić chłopaka, którego kocha, swoimi pocałunkami.
Raz jeszcze Henrietta staje się świadkiem przedziwnych, niewytłumaczalnych zdarzeń, otoczonych celtyckimi legendami, duchami, starą magią, koszmarami sennymi i uśpionymi zwierzętami. Tyle, że tym razem jest to początek końca.


Maggie Steifvater znów to zrobiła: zawiesiła akcję swojej powieści w jakimś tajemniczym świecie, którego zrozumienie przychodzi mi z ogromnym trudem, a opisanie wydaje się w ogóle niemożliwe. Jestem pod wrażeniem, że autorka jest w stanie przez trzy powieści tworzyć swoją wizję w tak świetny sposób - ujawniając coraz więcej i jednocześnie nie ujawniając prawie nic. W pierwszym tomie wprowadziła nas do tak dziwnego miejsca, jakim jest Cabeswater, w drugim pomieszała trochę czytelnikom w głowach, a w trzecim… pomieszała jeszcze bardziej. Może właśnie to czyni cykl o Królu Kruków tak ciekawym: świadomość, że nie ma rzeczy, których Maggie Stiefvater mogłaby sobie nie wymyślić. Zaskoczyła już kilkukrotnie i pewnie zaskoczy jeszcze nie jeden raz.


Wiedźma z lustra” to taka kontynuacja, którą chciałam dostać. Zawiera idealnie dużo zwrotów akcji i jednocześnie pozostawia pewien niedosyt, który pewnie ma wzmocnić odbiór ostatniej części. Nie wyjaśnia wszystkich zagadnień, które Stiefvater stworzyła do tej pory, ale dodatkowo je komplikuje. Ujawnia pewne ciekawe zażyłości między bohaterami i przynosi kolejną, ogromną dawkę zjadliwych dialogów, w których tworzeniu - nie oszukujmy się - autorka jest mistrzynią. Przy czym nie da się ukryć, że cała seria robi się mroczniejsza wraz z czasem, kiedy bohaterowie się przekonują, że budzenie do życia średniowiecznych istot nie jest zwykłą zabawą, a prośby o wielkie bogactwa czy ukończone studia mogą zostać zastąpione przez coś znacznie ważniejszego.


Uwielbiam sposób, w jaki Maggie Stiefvater przenosi na papier swoje myśli. Jej styl jest jednocześnie poetycki i ironiczny, subtelny i dosadny, i idealnie odwzorowuje tajemniczość świata powieści. Uwielbiam też postacie, które autorka wykreowała, do tego stopnia, że nie potrafię wskazać mojej ulubionej. Ani Blue, ani trójka chłopców z prywatnej szkoły Aglionby nie należą do szablonowych i nudnych bohaterów. Uważam, że to stanowi największy plus całego cyklu: interesujące postacie i ich zaskakujące relacje. Książka Stiefvater raz jest zabawna, raz łamie serce, więc z pewnością nie można jej zarzucić, że nie wywołuje emocji. Czasami wywołuje aż za wielkie.


Wiedźma z lustra” nie przebija “Złodziei snów”, która to była absolutną perełką z całym tym psychodelicznym klimatem i zamieszaniem w głowie Ronana, ale nadal sprawdza się idealnie. “Król kruków” jest cały czas jednym z moich ulubionych cyklów i obawiam się, że nic nie będzie w stanie tego zmienić. Natomiast “Wiedźma z lustra” sama w sobie przynosi wielką frajdę i zaostrza apetyt na czwartą powieść - “The Raven King”. Nie rozwiązuje żadnych tajemnic, ale nie można powiedzieć, że nic ciekawego się tutaj nie dzieje. Oj, dzieje się sporo. Teraz pozostało nam czekać na wielki finał.


Julia


Cykl Król Kruków
Król kruków | Złodzieje snów | Wiedźma z lustra | The Raven King

Maggie Stiefvater, Wiedźma z lustra, Wydawnictwo Uroboros, 2016, stron: 413