Czasy,
kiedy spokojne miasteczko Henrietta czuwało
niczym w letargu, przeminęły i nigdy nie wrócą. Obudzona linia mocy daje o
sobie znać w każdej sekundzie, podobnie jak zło. Zło – pozorne lub prawdziwe –
nigdy nie śpi. Dopada tych, którzy najmniej na to zasłużyli.
Ofiara
złożona przez Adama nie była wybawieniem. Przeciwnie, jego czyn sprawił, że
drzewa znowu przemówiły (a nic miłego do powiedzenia nie miały), ziemia się
zatrzęsła, umarli stali się jeszcze bardziej nieżywi, a relacje między
czworgiem przyjaciółmi uległy pogorszeniu. Kiedy Adam stara się wyprowadzić
swoje życie na prostą, Gansey nie ustaje w poszukiwaniach Glendowera, a Blue
dusi w sobie obezwładniające pragnienie, żeby stać się normalną dziewczyną,
która może pocałować chłopaka i nie zabić go przy tym. A Ronan… Ronan gubi się
we własnych snach, które zastępują rzeczywistość i niepodziewanie stają się
bardziej realne, niż mógłby przypuszczać. Upiorne potwory wydostają się na
zewnątrz, jednak jest to tylko kropla w morzu koszmarów.
Kolejne
spotkanie z Maggie Stiefvater – dokładnie drugie, jeśli chodzi o The Raven Cycle – które umacnia mnie w
przekonaniu, że to taka autorka, która ma niebywały talent w operowaniu
słowami. Jeśli miałabym porównać serię Król kruków do serii o wilkach z Marcy Falls, Król kruków zdecydowanie wygrywa. Jeśli miałabym natomiast porównać
Króla kruków do Złodziei snów, stwierdziłabym, że Złodzieje snów to coś niebywałego. Do pierwszej części podeszłam z
dość dużymi obawami, niedługo później okazało się jednak, że nie dość, że a) ta
historia ma ręce i nogi, to b) jest całkiem sprawnie napisana. Niestety,
czasami nie przykuwała mojej uwagi należycie i zwyczajnie traciłam
zainteresowanie. Natomiast Złodzieje snów
to coś cudownego! Ta historia hipnotyzuje od pierwszej strony, pierwszego
zdania, i bardzo szybko stało się jasne, że lepiej, gdybym zaczęła ją z samego
rana następnego dnia, albowiem mogę nie przespać nocy.
Mówi
się trudno i czyta się dalej.
Bardzo
się cieszę, że autorka jednocześnie pociągnęła wątki wszystkich bohaterów z
poprzedniego tomu i postawiła postać Ronana w jaśniejszym świetle. Nie da się
ukryć, że to właśnie on był postacią, która najbardziej intrygowała czytelnika.
Pomimo że wszyscy bohaterowie mają wyraziste charaktery (choć czasami
irytujące, ale o tym za chwilę), to jednak Ronan jest z nich wszystkich
najciekawszy. Chłopak z niewyjaśnioną przeszłością, świadek makabrycznej
śmierci ojca, porywczy, gwałtowny, niemal dziki i nieco aspołeczny… W drugim
tomie Stiefvater więcej uwagi poświęca jego osobowości, pozwala, żeby
wypowiedział kilka ironicznych linijek więcej (co mu świetnie wychodzi, nie
oszukujmy się), jednocześnie dbając, żeby czytelnik nie miał go dość.
Ponownie
mamy cięte dialogi oparte głównie na grach słownych i ironii, i muszę przyznać,
że jestem pod wrażeniem: ani razu nie odczułam zmęczenia tym zabiegiem, wręcz
przeciwnie – dodawało to humoru, lekkości i trochę realizmu do tej, notabene,
fantastycznej historii. Choć pełno tu dziwnych istot wyjętych dosłownie ze
snów, to jednak autorka pisze historię w ten sposób, że cała ta otoczka staje
się jedynie tłem. Przez całą powieść możemy wyraźnie odczuć, że pozornie cicha
Henrietta jest miastem, które spowijają gęste mgły, miastem wielbicieli
nielegalnych wyścigów samochodowych i narkotyków, miastem ludzi o dwóch
twarzach. Jako że nie przepadam za fantastyką, bardzo się cieszę, że autorce
udało się nakreślić tak ciekawy świat realny. Jest w nim coś psychodelicznego,
a styl Stiefvater wspaniale to odzwierciedla. Złodziei snów nie sposób odłożyć na bok.
Jedyne,
do czego mogę się przyczepić, to kreacja Blue. Sam pomysł na nią był naprawdę
ciekawy, jednak z jej charakterem wyszło trochę gorzej, co szczególnie jest
zauważalne w drugim tomie. Blue, jako jedyna dziewczyna wśród trzech chłopaków,
powinna być tym bardziej zauważalna, a jednak wydaje się płaska i nijaka. Zupełnie
jakby stanowiła jedynie drobny ozdobnik, w którym zakochają się wszyscy chłopcy
po kolei. To jest minus, który rzucał mi się w oczy i irytował. Podobnie było z
relacją pomiędzy Blue a Adamem, która obrała beznadziejny kierunek i
wprowadziła jedynie chaos. Naprawdę niedobrze, że tak to się wszystko
skończyło.
Pomijając
te drobne mankamenty, uważam, że Złodzieje
snów to świetna kontynuacja, która bije na głowę poprzedniczkę. Piękna
okładka i wspaniała historia w jednym tomie. Nie mogę się doczekać trzeciej
części, która zapowiada się jeszcze apetyczniej!
Julia
Maggie
Stiefvater, Złodzieje snów,
Wydawnictwo Uroboros, 2015, stron: 479
The Raven Cycle
Król kruków │ Złodzieje snów │ Wiedźma z lustra │
The Raven King
Muszę koniecznie nadrobić "Króla kruków". Co prawda czytałam różne opinie na jego temat, ale ostatnio coraz bardziej mnie ciągnie do tej lektury.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://magiel-kulturalny.blogspot.com/
To ciekawe, bo ja ostatnio natykam się na same pozytywne recenzje :) Ale bardzo, baaardzo polecam! Nie mogę się doczekać wydania trzeciego tomu!!!
OdpowiedzUsuń