
„Carry On” jest najnowszą książką Raibow
Rowell, autorki takich bestsellerów jak „Eleonora i Park” czy „Fangirl” właśnie, w
której po raz pierwszy spotkaliśmy się z historią Simona i Baza. Główna
bohaterka „Fangirl” – Cath - jest
szaloną fanką serii powieści o Simonie Snowie (który jest kimś w rodzaju Harry’ego Poterra,
ze swoją różdżką, trójką oddanych przyjaciół i przepowiednią wielkości) i, jak
większość fangirls, pisze fanfiki. O
Simonie i Bazie, ale nie w roli antagonistów, jak w oryginalnych książkach,
lecz… zakochanych w sobie chłopców. Rainbow Rowell, podobnie jak Cath,
najwyraźniej dostrzegła potencjał tego rozwiązania. Zapytana przez fanów, czy
napisała „Carry On” jako Gemma T.
Leslie – wykreowana przez nią postać, która w „Fangirl” figuruje jako autorka powieści o Simonie Snowie – czy może
jako Cath, a wtedy „Carry On”
należałoby traktować jako fanfiction,
odpowiedziała, że napisała „Carry On”
jako ona sama. Ponieważ uznała, że jest dłużna Simonowi i Bazowi, a także wszystkim swoim fanom dookoła świata
opowiedzenie tej historii. Po przeczytaniu powieści w oryginale mogę zapewnić,
że zrobiła to pierwszorzędnie.
„Eleonora i Park” oraz „Fangirl” nie urzekły mnie na tyle, żebym
mogła zrozumieć fenomen Rainbow Rowell oraz w pełni docenić jej kunszt, chociaż
przy drugiej powieści pisarki dostrzegłam, że skrywa w sobie pewien talent.
Przede wszystkim jest to talent do opowiadania słodkich i lekkich historii, a
przy tym ukrywania w nich drugiego, gorzkiego i przejmującego dna. Szczególnie
w „Fangirl” udało jej się to
znakomicie. „Carry On” wypada pod tym
względem zupełnie inaczej: nadal jest to słodka historia z odrobiną goryczy,
która czyni bohaterów bardziej realistycznymi, ale tym razem okazało się, że
jest to również niespodziewanie urocza powieść – do tego stopnia, że nie mogłam
przestać uśmiechać się, czytając ją.
Ale
wiem, gdzie leży problem: problem zazwyczaj leży w stylu pisania, a
przynajmniej tak było w tym przypadku. Do języka stosowanego w „E&P” oraz „Fangirl” miałam mieszane uczucia, natomiast ten w „Carry On”, które przeczytałam w
oryginale, podbił moje serce, co oznacza, że w przypadku dwóch pozostałych
powieści zawiodło tłumaczenie. Tym samym Rowell obroniła swój wątpliwy talent w
moich oczach. Jej styl pisania w „Carry
On” jest urzekający, lekki, przyjazny i uroczy. Nie mogłam odłożyć książki
nawet na godzinę. Jeśli czuliście się zawiedzeni przez „Eleonorę i Parka” lub „Fangirl”,
koniecznie sięgnijcie po „Carry On” – najlepiej w oryginale.
Bohaterowie
całkowicie podbili moje serce. Simon jest typowym chłopcem, któremu nic w życiu
nie wychodzi, natomiast wszyscy oczekują od niego za wiele. Jest najgorszym
Wybrańcem, który sprosta swojemu zadaniu – o ile w ogóle mu sprosta – tylko
dzięki cudowi. Został porzucony w dzieciństwie, wszystko wybucha mu w dłoniach,
na wszystko narzeka i wiecznie chodzi głodny (przy tym uwielbia drożdżowe
bułeczki). Natomiast Baz jest najmłodszym, całkowitym przeciwieństwem Simona,
potomkiem wielmożnej rodziny Pitchów, a także wampirem – jak od zawsze
podejrzewał Snow. Baz odgrywa w życiu Simona rolę największego nemezis, zarówno
na polu znienawidzonego współlokatora, jak i w walce z czarnymi mocami. Jednak
Rainbow Rowell prowadzi tory tej historii trochę inaczej: Simon i Baz, zamiast
się dalej nienawidzić (jak robili przez siedem lat), powoli zakochują się w
sobie. Ich relacja została wspaniale, intrygująco i uroczo wykreowana. To z
pewnością moja ulubiona część „Carry On”.
Jednak na innych frontach powieść również nie zawodzi: mamy tu kilku dobrze
wykreowanych bohaterów drugoplanowych, ciekawą i wciągającą intrygę i uniwersum
pełne magii i tajemniczych stworów, w którym teraz czarodziejskie rody toczą
wojnę o władzę. Czytanie tej książki to świetna zabawa.
„Carry On” to genialna wariacja na temat
Harry’ego Pottera, ponieważ inspirację dziełem J.K. Rowling widać na każdym
kroku, a pomimo to książka Rowell pozostaje niezwykle świeża i oryginalna. To
idealna pozycja na leniwe popołudnie dla fanów obu pisarek, a także dla
entuzjastów fantasy z przymrużeniem oka. „Carry
On” to trochę upiorna historia, w dużej części historia miłosna, która
dostarcza mnóstwo radości i optymizmu. Dzięki niej w końcu rozumiem, dlaczego
tak wiele czytelniczek z całego świata uwielbia Rainbow Rowell. Chyba zaliczam
się do tej grupy. Jeśli macie możliwość, sięgnijcie po „Carry On” już teraz; jeśli nie – oczekujcie z niecierpliwością
polskiego wydania.
Julia
Wydanie angielskie: Rainbow Rowell, Carry On, , Macmilan Chirldren’s Books, 2015,
stron: 528
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz