poniedziałek, 26 września 2016

„Madame” – Antoni Libera

Antoni Libera, urodzony w roku 1949, jest tłumaczem, pisarzem, reżyserem teatralnym, krytykiem literackim i znawcą twórczości Samuela Becketta. W swoim dorobku ma tłumaczenia dzieł Becketta, Szekspira, Wilde’a i Sofoklesa. Wyreżyserowane przez niego spektakle podbiły sceny polskich i zagranicznych teatrów. Pierwsza napisana przez niego powieść (wydana w roku 1998), Madame, w przeciągu kilkunastu lat została przetłumaczona na około dwadzieścia języków. W swoim debiucie, nominowanym do Nagrody Nike, Libera przedstawił niezwykły obraz rzeczywistości polskiej w latach 60. widzianej oczami młodego licealisty, niespełnionego artysty ze złamanym sercem.
Madame zaczyna się niezwykle uniwersalnym stwierdzeniem: Dawniej to były czasy! Akcja powieści dzieje się w latach 60., niezwykle barwnych i ciekawych zresztą, kiedy to w duszach polskiej młodzieży drzemały marzenia o wielkim i znacznie bardziej kolorowym zachodnim świecie. Główny bohater na samym początku przyznaje, że „przez wiele lat nie opuszczało go wrażenie, że urodził się za późno”*, a owe uczucie narodziło się w nim wraz z wiekiem dojrzewania. Wsłuchując się w bliskich mu dorosłych, odnosi wrażenie, że kiedyś – czytaj: dekadę wcześniej – żyło się znacznie lepiej. Ludzie byli życzliwsi, wycieczki górskie były prawdziwie górskie, a nie tylko na pokaz, młodzież co prawda bardziej rozrabiała, ale przynajmniej miała w sobie to wyjątkowe, niepowtarzalne coś. Dawniej królowała muzyka klasyczna z Mozartem, Beethovenem i Bachem na czele, a teraz jedynie jazz, jazz i Beatlesi. Co zabawne, główny bohater nie doświadcza tego odczucia bezpośrednio – w końcu w latach pięćdziesiątych był dzieckiem – czuje się jedynie przytłoczony odczuciami ludzi, którzy już swoje przeżyli. W ten sposób, będąc niespełnionym aktorem i muzykiem, desperacko pragnącym zabłysnąć, udowodnić światu swoją wartość i pozostawić coś po sobie, nasz młodzieniec będzie nas prowadzić przez swoją historię, dziejącą się w ciągu ostatniej klasy liceum, kiedy do uczucia przytłaczającej nostalgii i tęsknoty za czymś nieosiągalnym dołączy jeszcze gorzki smak nieodwzajemnionej miłości – a będzie to historia miejscami zabawna, miejscami nieco przygnębiająca, ale przede wszystkim ze wspaniałym rysem historycznym.
Tytułowa madame to kobieta, która wkracza w progi liceum ogólnokształcącego z misją zniesienia dawnego systemu edukacji i wprowadzenia sposobu nauczania zbliżonego do tych z państw zachodnich. Jest to kobieta około trzydziestki, z perfekcyjnie ułożonymi włosami, ubrana w garsonki z półek zarezerwowanych dla największych nazwisk świata mody oraz pozostawiająca za sobą mocną woń Chanel nr5 i falę westchnień. Całkowite przeciwieństwo wszystkich starych, pomarszczonych i zgorzkniałych nauczycielek, do których przyzwyczajono się w liceum – to oczywiście jest zauważalne już w pierwszej sekundzie. Madame to kobieta budząca niezdrową wręcz ciekawość; kobieta niczym z Zachodu, która nie tylko przybyła by nauczać francuskiego, nie, ona sama utożsamia Francję i paryski szyk. Starsi chłopcy zarywają noce, marząc o niej (wiadomo, w jak sposób). Młodsi, jeszcze zbyt nieśmiali, żeby naśladować starszych, zastanawiają się skąd przybyła i jaka jest jej historia (ze szczególnym uwzględnieniem listy bliskich jej sercu młodzieńców). Dziewczęta, bez względu na wiek, dzielą czas pomiędzy pałaniem zawiścią i nienawiścią oraz odnotowywaniem, co też madame miała na sobie konkretnego dnia, nie pomijając tak ważnych szczegółów jak dokładny odcień szminki czy marka ażurowych rajstop. Madame budzi ciekawość, rozbudza wyobraźnię i spotyka się z mieszanymi uczuciami – fascynacją ze strony uczniów i pogardą ze strony kadry nauczycielskiej, która nie przywykła do jej niekonwencjonalnych metod.
A główny bohater? Główny bohater, z duszą artysty, który raz jest muzykiem, raz aktorem, a raz poetą, całkowicie zadurza się w pani dyrektor. Madame jest w jego oczach kobietą idealną, niezależną, ale i romantyczną, wyjętą trochę z ram czasowych, a dokładniej z czasów, do których bardzo go ciągnie (w końcu takich kobiet też już nie ma!). Młodzieniec zakochuje się miłością obsesyjną i beznadziejną, a zimna i nieprzystępna postawa madame nie pomaga. Wzorując się na bohaterach z klasycznych dzieł literatury, chłopiec stara się zdobyć jej serce, jednak odnosi na tym polu kolejne porażki, łamiąc przy swoje własne serce.
Madame Libery to powieść bardzo złożona i świetnie napisana. Autor podszedł do swojego dzieła z dużą dozą humoru, wyśmiewając po części rzeczywistość, a po części chłopięcą naiwność i zainteresowanie dojrzałą kobietą. Madame czyta się przede wszystkim bardzo przyjemnie. Niejednokrotnie zaśmiewałam się, czytając o klęskach głównego bohatera jako artysty i młodego uwodziciela. Z drugiej strony, powieść wydała mi się niezmiernie ciekawa, ponieważ sam okres, w którym dzieje się akcja – barwne lata sześćdziesiąte – od zawsze mnie fascynował. Tak jak i głównego bohatera, ciągnie mnie do wszystkiego oprócz teraźniejszości. Mam podobne wrażenie, że dawniej to były czasy. Inni ludzie, inny styl życia, inne spojrzenie na świat. Cechuje mnie podobna nostalgia i podobnie jak on opieram się na opowieściach ludzi, którzy żyli w tamtych czasach, a więc opowieściach często zabarwionych emocjonalnie, pełnych osobistych wspomnień. Nie ma w nich niczego obiektywnego. Madame jest jedną z niewielu przeczytanych przeze mnie współczesnych powieści polskich, dlatego ma dla mnie szczególne znaczenie: w pewien sposób pokazała mi, że lata 60. to nie tylko amerykańskie podwórka, francuski szyk i angielska muzyka. Polska miała swoją własną rzeczywistość, której, przyznam szczerze, nie byłam do końca świadoma. Teraz jestem i uświadomiona, i jeszcze bardziej zafascynowana. I pewnie za dwadzieścia lat, podobnie jak główny bohater, stwierdzę, że wtedy to były czasy, mając na myśli obecną chwilę.
Julia
Antoni Libera, Madame, Wydawnictwo Znak, 2010, stron: 391
*Cytat z Madame Antoniego Libery, str. 7

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz