Jo
se myśloła, ze wrescie piykne bajanie bedzie. I to syćko prowda jest, bo
„Śleboda” to naprowde barz śwarny kryminał! Kruca fuks (w tym miejscu
przełączam się jednak na język ogólnopolski)
– to były dwa najdłużej pisane przeze mnie zdania i jako ceperka nie gwarantuję, ile prawdziwej
gwary podhalańskiej się w nich znalazło. Ne mogłam się jednak powstrzymać, bo
dziś moje bajanie - recenzowanie dotyczyć będzie kryminału spod samiuśkich Tater
i to kryminału nie byle jakiego, bo naprawdę świetnie napisanego i
wciągającego od pierwszych stron. A zatem bedym teroz opowiadoła, jak to z tom
„Ślebodą" jest – cystom prowde będę godoła, bo po co śklić?
Anka
Serafin to młoda antropolog kultury, która zmęczona i nieco rozczarowana swoim
życiem prywatnym i zawodowym postanawia odpocząć od zgiełku Krakowa i
wytchnienia poszukać w bardziej kameralnym miejscu, a że na Podhalu, w uroczej
góralskiej miejscowości Murzasichle, ma rodzinę, jej wybór pada na Tatry
właśnie, bo i tanio (przez wzgląd na rodzinę), i pięknie. Ta sielankowa wizja
beztroskich wakacji okazuje się jednak być
tylko wizją, bo już podczas pierwszej górskiej wędrówki szlakiem Doliny
Suchej Wody Anka zamiast wytchnienia i odpoczynku znajduje trupa, zmasakrowane zwłoki
mężczyzny. Jak się później okazuje, zamordowany
człowiek to starej daty góral z Murzasichla – Jan Śleboda. Postać dla
miejscowych tyleż tajemnicza co kontrowersyjna, bo o dość mrocznej przeszłości.
Śmierć Ślebody to jednak dopiero początek, bo będą i kolejni zamordowani.
Makabryczności całej sprawie dodaje fakt, że morderca na miejscu zbrodni
pozostawia informację - krwią ofiar maluje swastykę. Nasza bohaterka, choćby
przez wzgląd na to, że jako antropolog kultury jest świetnym interpretatorem,
chcąc nie chcąc, zostaje uwikłana w całą sprawę. Tym bardziej że natychmiast w
Murzasischlu pojawia się jej stary (choć wcale nie bliski) znajomy, krakowski dziennikarz
Sebastian Strzygoń. Mężczyzna to i bezczelny, i ambitny, i cyniczny - dla
ciekawego materiału (zwłaszcza w sezonie ogórkowym) jest w stanie zrobić wiele,
nawet gdyby oznaczało to łamanie prawa. Kiedy zatem Strzygoń zwietrzył sensację,
przekonał Ankę do współpracy w prowadzeniu własnego, amatorskiego śledztwa. I
od tej pory duet Serafin – Strzygoń będą tropić mordercę równolegle do
miejscowej policji. Szybko okaże się jednak, że zagadka śmierci starego górala
i innych jest zdecydowania bardziej zawikłana niż się wydawać mogło. Dodatkowo
komuś najwyraźniej bardzo zależy, by pokrzyżować plany przybyszom z Krakowa. Tym bardziej że ślady zbrodni wiodą ku
mrocznej przeszłości, która właśnie dała o sobie znać, budząc najgorsze i
najstraszliwsze upiory. Strzygoń i Serafin zderzają się zatem z murem niechęci
i zmową milczenia. Miejscowi nie chcą bowiem wracać nawet wspomnieniami do
czasów II wojny światowej i wstydliwego dla Podhala epizodu związanego z
powstaniem Goralenvolku i kolaboracją górali z nazistami. Problem w tym, że
zbrodnia wydaje się mieć bezpośredni związek z mroczną przeszłością samego Ślebody, zatem rozwiązanie zagadki wiąże się z
ujawnieniem wielu być może niewygodnych
faktów dla miejscowej ludności, wrogo nastawionej nie tylko do ofiary, ale
teraz także do Anki i Bastiana. Atmosfera staje się coraz bardziej gęsta i
nieprzyjemna. Czy naszym bohaterom uda się znaleźć rozwiązanie tej zawikłanej
zagadki?
Kryminał
państwa Kuźmińskich ma wszystko to, co powieść tego typu powinna zawierać:
ciekawych, nietuzinkowych bohaterów nie tylko pierwszoplanowych, ale i tych
drugoplanowych; precyzyjnie skonstruowaną intrygę kryminalną, w której autorom
nie raz udaje się zwieść czytelnika, mistrzowsko myląc tropy. Zagadka
kryminalna dodatkowo uwikłana jest w kontekst społeczno-historyczny, dzięki
czemu lektura powieści to nie tylko świetna rozrywka, ale też sposób na
wzbogacenie swojej wiedzy na temat kultury i historii góralszczyzny. I wreszcie
w kryminale państwa Kuźmińskich nie brakuje tego, o czym wielu autorów
kryminałów zapomina (lub po prostu ten aspekt ignoruje – a szkoda) – autorzy
zadbali o stworzenie bogatego tła społecznego. Dzięki różnorodności bohaterów
na Podhale spoglądamy dodatkowo z różnorodnego punktu widzenie: mamy ceperskie
widzenie góralszczyzny dzięki przybyszom z Krakowa, mamy spojrzenie tych
zżytych z tą ziemią od pokoleń (najmocniej dzięki postaci Babońki). I Podhale,
i górale składają się w tej powieści na taki obraz góralszczyzny, który zgadza
się z moimi własnymi obserwacjami z licznych podróży w Tatry. Mamy więc górali
dumnych (czasem wręcz butnych), mamy górali przywiązanych do ojcowizny, górali
noszących w sobie dumne poczucie inności, ale też poczucie wspólnoty i
solidarności, które to między innych nakazują im w obliczu zagrożenia zachować
milczenie. Mamy wreszcie górali, którzy tak bardzo ukochali sobie ślebodę,
czyli wolność. Mamy górali przywiązanych
ponad wszystko do tradycji i tych, którzy kierowani nienasyconą chciwością nie
uszanują jej. Mamy wreszcie odmalowane góry jako atrakcję turystyczną z tymi
długimi pielgrzymkami przemierzającymi ceprostradę w drodze do Morskiego Oka,
niedzielne turystki wychodzę na szlaki w letnich klapeczkach beztrosko
nałożonych na stopy, dzikie tłumy przemierzające Krupówki w poszukiwaniu
karczmy z tradycyjną góralską kuchnią (litości, góralburger z Krupówek tyle ma
wspólnego góralską kuchnią co oscypek
spod Gubałówki z prawdziwym oscypkiem, takim z Rusinowej Polany na przykład) –
kicz, tandeta i cepelia. Ale kicz, tandeta i cepelia – bo tego pragną turyści z
nizin. Jest wreszcie w powieści to, co wspaniale podkreśla koloryt lokalny i
pozwala tym bardziej szczegółowo oddać podhalański klimat – to bajania niczym
sabałowe w gwarze podhalańskiej. Jakże cudowne, jakże prawdziwe, jakże na
miejscu.
Wrocław
(czy też Breslau) ma swojego Krajewskiego, Lublin Wrońskiego, teraz i Podhale
doczekało się swoich autorów w osobach małżeństwa Kuźmińskich. Bo mam cichą
nadzieję, że Anka i Sebastian wrócą jeszcze na Podhale. To postacie o takim
powieściowym potencjalne, że szkoda byłoby doprawdy, by się zmarnowały. I nie,
nie mam nic przeciwko temu, by tatrzańskie szlaki znów spłynęły krwią. Byleby
tylko na szlaku pojawili się znowu Anka z Sebastianem.
„Śleboda”
to kryminał, który mnie bardzo pozytywnie zaskoczył: jest naprawdę wysmakowany,
świetnie pomyślany, świetnie napisany.
Co
wom jesce godać bede i godać – przecytajcie sami! Hej!
pani
eM.
Małgorzata i Michał
Kuźmińscy, Śleboda, Wydawnictwo
Dolnośląskie, 2015, stron: 336
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz