niedziela, 1 listopada 2015

„Wszystkie jasne miejsca” – Jennifer Niven



Miłości bywają trudne, szczególnie w młodym wieku, kiedy to nie do końca wiemy, czego oczekujemy od siebie, a co dopiero tej drugiej osoby. Chociaż pragniemy, żeby wszystko było piękne i słodkie, niczym z powieści, które czytamy i marzymy, by stały się prawdą, to niestety nie wszystko zależy od nas. Czasami pisane jest nam inne zakończenie: bez happy endu. I bez względu na to, jak mocno byśmy się starali, nie zmienimy przeznaczenia. Czasami jest to zapisane w gwiazdach.


Tak naprawdę nie da się zdefiniować miłości – może są to małe gesty, a może pełne uniesień dramatyczne chwile. I choć istnieje przekonanie, że prawdziwa miłość różni się znacząco od tej przewijającej się na ekranie czy kartkach powieści, to jednak czasami można doświadczyć uczucia czegoś znajomego. Historia przedstawiona w powieści Jennifer Niven, Wszystkie jasne miejsca, jest jak najbardziej realna i ma bardzo realny finał. A historię miłosną w niej przedstawioną można by przyrównać do wody, która ma dwa przeciwstawne działania: budujące i niszczące. I podobnie jak woda, miłość między nastolatkami tutaj buduje, a tam niszczy.


Wspólna historia Violet i Fincha zaczyna się, kiedy dochodzi do ich spotkania na szczycie wieży – a dokładniej za barierką, kilkadziesiąt metrów nad ziemią. Chłopak ratuje dziewczynę przed utratą życia, chociaż plotki rozchodzące się po szkole głoszą coś zupełnie odwrotnego, a jego zainteresowanie wobec niej niespodziewanie wzrasta.  Wspólny projekt szkolny będzie okazją do wzajemnego poznania się i odkrycia, że to, co mówią ludzie, zazwyczaj nie jest zgodne z prawdą. Uważany za dziwaka Finch tylko przy Violet może być prawdziwym sobą, czyli zabawnym i śmiałym facetem. Pogrążona w żałobie i marząca o wyjeździe z miasta dziewczyna zaczyna patrzeć w przyszłość, zamiast liczyć w kółko dni. Niestety, niektórych problemów nie da się rozwiązać, kiedy czasu jest tak mało.


„Jesteś wszystkimi kolorami jednocześnie. W największej ich jaskrawości.”


Czekałam na tę książkę bardzo długo i bardzo nie chciałam się rozczarować. I nie rozczarowałam się pod żadnym pozorem. Wszystkie jasne miejsca to powieść, która – chociaż napisana w cudowny i nieco magiczny sposób – ma w sobie coś niesamowicie realnego. Chociaż przez większość czasu jest łagodna i subtelna, gorycz jest zauważalna od początku. Zakończenie złamało mi serce. Dawno nie czytałam czegoś równie smutnego. Podziwiam autorkę, że zdecydowała się na taki krok – możliwe, że jej powieść nie byłaby równie dobra, gdyby zakończyła się w odmienny sposób.


Wszystkie małe gesty, którymi raczą się nawzajem Violent i Finch, początki ich znajomości i rozkwitające uczucie, najpierw przekonują czytelnika, że w sumie wszystko jest możliwe, a miłość nie wybiera, żeby następnie dowieść, że czasami to nie wystarczy. Czasami nawet najpiękniejsze chwile nie są w stanie zmienić całego i życia i przeszłości ani zaważyć na przyszłości. Może Violent i Finch mieliby szansę, gdyby spotkali się wcześniej; niestety, spotkali się zbyt późno.


Niven podobnie jak wielu innych młodzieżowych autorów nawiązuje do twórczości znanych amerykańskich mistrzów pióra, takich jak Virginia Woolf czy Herman Meliville. Ich słowa przewijają się na kartach powieści, znacząc życie i osobliwości charakterów. Autorka idzie o krok dalej i w poszczególnych scenach wyraźnie inspiruje się dziełami (w szczególności Falami Woolf), a nawet życiorysem wielkich twórców. Połączenie fabuły z inspiracjami w taki sposób stanowi kolejny plus.


Namawiam wszystkich do poznania tej pięknej, lecz także smutnej i przygnębiającej powieści o pierwszej miłości i traumach, z którymi wszyscy musimy się zmierzyć. Wszystkie jasne miejsca stają się jeszcze dobitniejsze w odbiorze, kiedy okazuje się, że historia Violent i Fincha jest podobna do historii Jennifer Niven. Jeśli autorka chciała przelać wszystkie swoje emocje, które kiedyś odczuła po stracie bliskiej osoby na karty powieści, to jestem pod wrażeniem, jak dobrzej jej się to udało. Trudno odłożyć tę książkę obojętnie na półkę i zwyczajnie o niej zapomnieć.

Julia
Jennifer Niven, Wszystkie jasne miejsca, Wydawnictwo Bukowy Las, 2015, stron: 424

2 komentarze:

  1. Jestem dosłownie jeden dzień po lekturze. Książka, tak jak tobie, załamała mi serce. Jestem nią zachwycona ale przepełnia mnie smutek. Nie zapomnę o niej łatwo i również każdemu polecam.
    Twoja recenzja jest według mnie naprawdę dobra :)Chętnie będę częściej zaglądać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję! Jest mi bardzo miło, jeśli Ci się podoba <3 :) "Wszystkie jasne miejsca" to niewątpliwie piękna, ale łamiąca serce historia. Czasami jednak naprawdę warto sięgnąć po takie książki. Zdecydowanie zapraszamy do czytania bloga i polecamy się na przyszłość :) /J.

    OdpowiedzUsuń