Szpital
psychiatryczny imienia Lincolna w Never nie jest zwykłym budynkiem. Od początku
swego istnienia przyciągał dziwne zjawiska i ludzi o niewytłumaczalnych
zjawiskach. Ściany przesiąkły krzykiem szaleńców uznanych przez innych za
niepoczytalnych. Czy wszyscy pacjenci byli szaleni? Odpowiedź jest prosta –
nie. Niektórzy po prostu widzieli i umieli więcej niż inni. Wszystko dzięki
magicznym przodkom. Teren szpitala nasiąkł ich krwią. Anomalie w jego pobliżu
pomagały wielu nieczystym istotom przedostać się do świata życia. Miasteczka
przed nadciągającym złem przez dziesięciolecia strzegła lokalna wiedźma, ale po
wyrwaniu z łap śmierci swojego wnuka zaczęła słabnąć. Jedyną nadzieją na
bezpieczeństwo Never jest nastoletnia Forest, która nie ma pojęcia o swoim
dziedzictwie. Wraz początkiem akcji
książki dziewczyna rozpoczyna pracę w szpitalu, gdzie jest świadkiem
niewytłumaczalnych zjawisk, których normalni śmiertelnicy nie mogliby dostrzec.
Wiedziona ciekawości zdobywa coraz więcej informacji o zjawiskach paranormalnych
w Never i spotyka ludzi podobnych do niej.
Akcja
„Szaleństwa” rozpoczyna się bez wprowadzenia i jak dla mnie ma za szybkie
tempo. W jednej chwili czytałam o czesaniu chorej umysłowo staruszki, a w
następnej o pojawieniu się „Księcia Ciemności” ze sforą dzikich psów i
krwiożerczych gęsi. Nie mogłam zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. To
szaleńcze tempo stopniowo zwalniało. Na początku było czystym szaleństwem
niedającym się w jakikolwiek sposób ogarnąć, na końcu wlokło się jak mucha w
smole, czyli tempo zwalniało zamiast przyspieszać.
Książka
jest podzielona na cztery części, każda z narracją innej osoby. Pierwsza jest
poświęcona Forest i wprowadza w skomplikowany świat pełen niewyjaśnionych
zjawisk. W każdej kolejnej części bohaterowie mierzą się z mrocznymi
antagonistami, którzy nie powinni przebywać w świecie rzeczywistym. Nie podobał
mi się ten zabieg stworzenia czterech narratorów pierwszoosobowych, bo zburzyło
to spójność książki. Takie rozbijanie narracji między bohaterów sprawdza się lepiej
przy powieściach z akcją rozgrywającą się w wielu miejscach, a nie tylko w
jednym.
Mała
atrakcyjność narracji była spowodowana również słabym wykreowaniem bohaterów.
Nie czułam się związana z żadnym, byli dla mnie po prostu kolejnymi
nastoletnimi postaciami książkowymi z nadprzyrodzonymi zdolnościami.
Forma
luźnie połączonych epizodów też nie przypadła mi do gustu. Jedynym spójnikiem
była grupa nadprzyrodzeni zdolnych nastolatków i szpital imienia Lincolna. Książka
stałaby się lepsza, gdyby autorka skupiła się na rozbudowaniu jednej opowieści
i odrzuciła pozostałe trzy. Niestety,
sprawdza się tu stare powiedzenie, że co za dużo to niezdrowo.
Najlepszą
częścią „Szaleństwa” był świat przedstawiony. Tajemniczy szpital psychiatryczny
z mistyczną dzwonnicą przyciąga uwagę i pozwala na chwilę zapomnieć o wszelkich
innych niedociągnięciach. Stwory z
legend pogłębiają stworzony przez szpital mroczny charakter powieści. Wszystkie
widma, duchy i upiory są w niego idealnie wpasowane. Temat nie jest odkrywczy,
ale ciekawy. Niestety w przypadku książek dobry pomysł to tylko cząstka dobrej
książki, ważniejszy jest styl pisania, bohaterowie czy tempo akcji.
„Szaleństwo”
jest jedną z wielu lektur, które nie wzbudzają większych emocji - są po prostu
kolejnymi książkami w swojej kategorii. Powieść miała potencjał - kreacja
świata i pomysł były świetne, niestety w pozostałych polach książka nie
sprostała moim oczekiwaniom. Ta powieść
jest dla mnie po prostu kolejną z setki podobnych, o których szybko zapomnę.
Dana
Za
możliwość przeczytania książki dziękujemy Wydawnictwu YA!
Susan Vaught, Szaleństwo,
Wydawnictwo YA!, 2016, stron: 368
Oh, szkoda, że nie jest lepsza.. z czytanych wcześniej przeze mnie recenzji wydawała się o wiele lepsza. Dzięki, że otworzyłaś mi oczy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie ;)
http://tylkomagiaslowa.blogspot.com/
nie ma za co, taka już nasza rola: otwierać oczy :)
OdpowiedzUsuń