niedziela, 21 grudnia 2014

„Córka piekarza” – Sarah McCoy



„Córka piekarza” miała być wedle rekomendacji  umieszczonej na przedniej stronie okładki powieścią wzruszającą, piękną niczym klejnot, powieścią, którą pochłania się jednym tchem. I rzeczywiście - fabuła wymyślona przez młodą autorkę dawała na to znakomitą szansę. Pytanie tylko, czy Sarah McCoy faktycznie uniosła ciężar pisarskiego wyzwania, na jakie się pokusiła.

„Córka piekarza” to powieść, której akcja rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych połączonych ze sobą postacią tytułowej bohaterki. Mamy więc plan współczesny. El Paso w stanie Teksas, młoda dziennikarka, Reba Adams, zbiera materiały do świątecznego artykułu o tradycjach bożonarodzeniowych w Niemczech i trafia do niemieckiej piekarni oferującej najlepsze w okolicy, tradycyjne wypieki. Tutaj poznaje właścicielkę, leciwą już Niemkę – Elsie Meriwether, z domu Schmidt. I to historia Elsie daje pretekst do retrospekcji i zbudowania drugiej płaszczyzny czasowej.
Oto przenosimy się do Garmisch, niemieckiego miasteczka, w którym nastoletnia Elsie, pomagając rodzicom w prowadzaniu rodzinnej piekarni, marzy jednocześnie o pełnej uniesień miłości, pierwszym pocałunku, pierwszym prawdziwym balu, pierwszym łyku szampana. Naiwne dziewczęce marzenia nie przystają jednak do otaczającej rzeczywistości – mamy lata 40., a cała Europa ogarnięta jest szaleństwem II wojny światowej. Starsza siostra przebywa w ośrodku Lebensborn, gdzie rodzi swej Ojczyźnie kolejnych rasowo doskonałych przedstawicieli rasy aryjskiej, rodzice zmagają się z trudami utrzymania rodziny, Elsie zostaje obiecana za żonę dużo starszemu, ale za to wysoko postawionemu oficerowi SS. Sytuację Elsie, która jak większość Niemców w tamtym czasie w postaci wodza i jego ideologii dostrzega faktyczną szansę na poprawienie dobrobytu, diametralnie zmienia wigilia Bożego Narodzenia, gdy do jej domu trafia mały żydowski chłopiec, uciekinier z obozu w Dachau. Nastolatka staje w obliczu podjęcia bardzo trudnej decyzji: pomóc chłopcu, zdradzając jednocześnie ojczyznę i ryzykując życie całej swojej rodziny czy zamknąć mu drzwi przed nosem, skazując na pewną śmierć.

Książka, jak już wspomniałam, toczy się dwutorowo, historia współczesna przeplatana jest z historią wojenną. Dramaturgicznie to świetny pomysł, bo pozwala zawieszać akcję w momentach naprawdę dramatycznych i przenosić się do innego wątku, co autorka stara się wykorzystywać. Problem w tym, że takich momentów naprawdę dramatycznych jest tutaj jak na lekarstwo, a szkoda, bo ta historia aż się o takowe prosi. Niestety te dwie płaszczyzny czasowe wypadają bardzo nierówno: przejmująca historia nastoletniej Elsie, z jej traumatycznymi przeżyciami – wzrusza, przejmuje, nie pozostawia obojętnym. Zresztą pojawia się tutaj więcej postaci, których losami nie sposób się nie przejąć: jest narzeczony Josef, postać ciekawa, bo wymykająca się prostym kwalifikacjom nazista – morderca, jest żydowski chłopiec Tobias, jest siostrzeniec Elsie – Julius, przesiąknięty po każdą komórkę swego ciała nazistowską ideologią. Postacie są naprawdę ciekawe i niebanalne. Są jakieś. Jak przy tym wypada plan współczesny? Z wielkim bólem napisać muszę: nijak. Postacie są tak papierowe i banalne, że nie wywołują praktycznie żadnych emocji. Dziennikarka Reba, która podobnie jak Elsie ma za sobą traumatyczne dzieciństwo, poniekąd z wojną w tle, bo przyczyną traumy jest tutaj ojcem, weteran wojenny, to postać zupełnie bezbarwna.

Rozumiem pomysł autorki: połączenie ze sobą dwóch odległych światów jakimś wspólnym mianownikiem. Tutaj te wspólne mianowniki były dwa: traumatyczne doświadczenia z młodości dwóch bohaterek (Elsie i Reby), i drugi, bardziej ogólnoludzki, dotykał problemu obojętności na cierpienie drugiego człowieka, odpowiedzialności za drugiego człowieka. Mamy bowiem eksterminację ludności żydowskiej w czasie drugiej wojny i (uwaga!) politykę państwa amerykańskiego względem nielegalnym emigrantów z Meksyku, których bezduszny system każe wydalać poza granicę amerykańskiego raju, skazując tym samym często na unicestwienie. Mamy tutaj historię żydowskiego chłopca, której losy są w pewnym sensie paralelne z losami małego Meksykanina – Victora Garcii. Pomysł do przyjęcia, gorzej z jego realizacją. Zmarnowany potencjał.

Czytając książkę, mamy przede wszystkim potrzebę wejść w taki świat, w istnienie którego uwierzymy, chcemy spotkać bohaterów, w których historię również uwierzymy, którzy wydają nam się bohaterami z krwi i kości. Uwierzyłam w Garmisch, uwierzyłam nastoletniej Elsie. Kompletnie nie uwiodło mnie El Paso z jego bezbarwnymi bohaterami. Nawet staruszka Elsie nie jest tak wiarygodnie zbudowaną postacią, jak jej młodzieńcza wersja z piekarni w Garmisch. Mam wrażenie, że sama autorka z większym przejęciem potraktowała też tę pierwszą historią, że do niej bardziej się przywiązała. I jeśli wojennej opowieści jestem w stanie postawić mocne cztery, o tyle do historii współczesnej mam wiele zastrzeżeń, bo psuje ona  odbiór książki.

Piękna okładka uwodzi i obiecuje więcej, niż daje wnętrze. Jeśli ta historia jest jak klejnot, to ze smutkiem stwierdzam, że klejnot ten nie jest z najlepszego kruszcu, a nawet tombakiem trąci.  W okładkowym blurbie zgadza się tylko jedno: książkę rzeczywiście pochłania się jednym tchem, czyta się ją szybko. Ale czy o to właśnie chodzi? To książka z typu tych, o których zwykliśmy mówić: "może być", ani nie porywająca, ani nie beznadziejna.
Pani eM.
Sarah McCoy, Córka piekarza, wyd. Świat Książki, 2014, stron:  424

Czy wiesz, że...

Blurb – takim słowem określa się rekomendację lub krótkie streszczenie utworu, które najczęściej umieszcza się na okładce książki. Uważajcie i nie dajcie się zwieść – blurb pełni funkcję marketingową, zawsze będzie pozytywny, często wręcz entuzjastyczny. Świetnie (dla wydawnictwa, oczywiście), jeśli dodatkowo jest rekomendacją  znanej osoby.
 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz