„Charlie” to książka, po którą raczej na pewno
nie sięgnęłabym sama, gdyby nie namowy mojej przyjaciółki i pochlebne recenzje
w internecie. Powieść została napisana
przez Stephena Chbosky’ego w 1999 roku, a niedawno przeniesiona na ekran. W
główne role wcielili się m.in. Logan Lerman (Charlie) i Emma Watson (Sam).
Książka jest całkiem krótka i szybko się ją czyta (jest pisana w formie listów
Charliego do „Przyjaciela”, którego tożsamość jest ukryta).
Myślę,
że niestety sam tytuł i okładka mogą sprawić, że na wstępie zniechęcimy się do
tej pozycji i nie sięgniemy po tę w gruncie rzeczy świetną książkę. Napiszę wprost
- okładka nie zachwyca, dlatego czytelnik, szukając książki w księgarni, raczej
nie weźmie „Charliego” do ręki, myśląc sobie: „O ta książka wygląda
interesująco…”. Nie, pewnie nawet jej nie zauważy wśród grzbietów innych
książek. Angielski tytuł „The Perks of
Being a Wallflower” podoba mi się
znacznie bardziej, w pełni oddaje to, o czym opowiada fabuła. Stąd moje pytanie:
jakim cudem „The Perks of Being a Wallflower” w polskich księgarniach pojawia
się jako po prostu „Charlie”??? Jest to wielka krzywda dla tej powieści, gdyż
zamiast interesującego tytułu mamy ot taki, nijaki, nieciekawy. Rozumiem
jednak, że przetłumaczenie tego właśnie tytułu mogło stanowić zagwozdkę dla
niejednego dobrego tłumacza. W polskim słowniku bowiem nie mamy do końca
odpowiednika na słowo wallflower. A takim wallflowerem był Charlie.
W
naprawdę wolnym i zmodyfikowanym tłumaczeniu wallflower to taka osoba, która na
każdej imprezie „podpiera ściany”, nie ma znajomych, przyjaciół, dosyć
nietypowo się zachowuje, jest takim outsiderem. I jak wspomniałam wcześniej, to
słowo idealnie określa głównego bohatera - Charliego. Od początku widzimy, że
jest on bardzo dziwacznym nastolatkiem i ma spore problemy z własną psychiką, płacze
i załamuje się z byle powodu, wyolbrzymia niektóre sprawy, boi się rzeczy,
które nie stanowią dla niego zagrożenia, no i nie ma przyjaciół. Ani jednego.
Aż do czasu, kiedy na jego drodze pojawiają się Sam i Patrick, a wraz z nimi
rzeczywistość wielu współczesnych nastolatków - seks, narkotyki, alkohol…
„Charlie”
to powieść epistolarna, a adresatem listów Charliego jest „Drogi Przyjaciel”.
Tożsamość owego adresata nie zostaje jednak nigdy poznana i zdaje się, że
Charlie również do końca nie zna swojego korespondencyjnego przyjaciela. Trochę
się zawiodłam, bo liczyłam, że poznamy imię osoby, do której Charlie pisał swe
listy. Choć z drugiej strony nie liczyło się to, do kogo pisał, ale o czym
pisał. Charlie
głównie opisuje swoje życie, swoich nowo poznanych przyjaciół, rodzinę,
pierwsze związki, miłości, rozczarowania, po prostu codzienne życie. Jest to
jednak bardzo ciekawe, gdyż widzimy to z perspektywy tak specyficznego
nastolatka, jakim jest Charlie. Widzi on rzeczy, których inni nie dostrzegają,
trochę inaczej myśli, może przez to, że jest niby uczestnikiem tych wszystkich
zdarzeń, ale mimo wszystko przygląda się temu trochę z boku. Muszę jednak
przyznać, że fajnie jest wejść w skórę Charliego i spojrzeć na świat jego
oczami. Dla autora nie istnieje jednak coś takiego jak tabu. Śmiało opisuje
pierwsze kontakty seksualne nastolatka, doświadczenia z narkotykami, alkoholem,
homoseksualizm.
Dla mnie nie jest to jednak powieść o seksie,
narkotykach, jak mogłoby wynikać z blurba umieszczonego na okładce. Dla mnie to
przede wszystkim książka o przyjaźni i roli przyjaciół w naszym życiu.
Przesłanie, które płynie z tej książki, jest takie, że nieważne, co w życiu nas
niedobrego spotka, jeśli będziemy mieć wokół siebie ludzi, którym na nas
zależy, uda nam się wyjść obronną ręką ze wszystkiego. Ogólnie uważam, że
Charlie to mądra książka, z której można wiele wynieść. Ja przynajmniej
wyniosłam. Bardzo spodobał mi się zwłaszcza jeden fragment : „ (...) jesteśmy tacy, jacy jesteśmy z wielu
powodów. Być może nigdy nie odkryjemy większości z nich. Ale nawet jeśli nie
mamy wpływu na to, skąd pochodzimy, do nas należy wybór, w którą pójdziemy
stronę”. I to jest prawda. Nie jest
to jednak książka na siłę moralizująca czy na siłę głęboka. I całe szczęście, bo takich szczerze nie
znoszę.
Książka
skończyła się dla mnie dosyć… Hmm… szokująco? Tak, to chyba dobre określenie.
Domyślałam się, że Charlie ma jakiś uraz z dzieciństwa, ale to, co zafundował
mi Chbosky, po raz kolejny udowodniło mi, że dla tego pisarza tabu nie
istnieje. Myślę, że „Charlie” jest naprawdę warty uwagi. Polecam.
Jula
M.
Stephen Chbosky, Charlie, wyd. Remi, 2012, stron: 224
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz