niedziela, 8 marca 2015

„Uczeń skrytobójcy”- Robin Hoob



Przed przeczytaniem tej powieści myślałam, że wiem, o czym będzie. Już wielokrotnie spotykałam się z książkami, w których mamy  do czynienia z mistrzem szkolącym swojego ucznia w jakimś trudnym i elitarnym zawodzie, po czym z dumą obserwującym jego wybitne osiągnięcia. W tym jednak przypadku autorka (bo jak się okazuje, za pseudonimem Robin Hobb stoi kobieta) odeszła od schematu i zamiast na samej nauce trudnej sztuki skrytobójstwa skupiła się na postaci głównego bohatera i zarazem narratora tej opowieści, co sprawiło, że książka przypominała pamiętnik albo kronikę, przez co podobała mi się zdecydowanie mniej niż na przykład „Zwiadowcy”, w których  również mamy do czynienia z motywem mistrz i uczeń

Bastard –  syn z nieprawego łoża następcy tronu księcia Szczerego wychowywany wśród psów i koni przez stajennego swojego ojca - nigdy nie uważał się za niezwykłą osobę i w sumie nie wie, co stanie się z nim w przyszłości, na którą nie ma właściwie żadnego wpływu. Pewnego dnia dostaje od króla ciekawą propozycję, by służyć mu i stać się jego skrytobójcą usuwającym kłopotliwych dla króla ludzi. Natychmiast się na nią zgadza. Wkracza na ścieżkę ucznia skrytobójcy, która zawodzi go w sam środek historii jednego z sześciu królestw.

Książka urzeka wielowątkowością i mnogością pobocznych bohaterów z własną przeszłością i przyszłością, pojawiających się w życiu Bastarda na chwilę lub pozostających w nim na zawsze. W powieści fantastyki jest niewiele, nie ma tam magicznych stworzeń ani roślin, jest za to „moc”, którą bohater próbuje opanować. Dzięki temu książka stała się prawdziwsza i lepsza.

Najciekawszą, ale też początkowo kłopotliwą sprawą, były imiona - zastępowane przymiotnikami, rzeczownikami i właściwie wszystkim, co według rodziców nadającym dziecku imię mogło pomóc mu w przyszłym życiu, wbrew pozorom nie zawsze wskazywały na charakter postaci. Książka jest pełna postaci nazwanych od szlachetnych cech charakteru, na przykład spotkamy się z księciem Szczerym, księżną Cierpliwą czy królem  Roztropnym. Takie imiona łatwo można odróżnić od przymiotników, kłopot pojawia się dopiero przy imionach odrzeczownikowych takich jak: Cierń, Sikorka czy Pomocnik, które trudniej odróżnić od rzeczowników pospolitych.

Słownictwo „Ucznia skrytobójcy” nie należy do najprostszych, a raczej do tych trudniejszych.    Książka nie jest może wybitna, ale dla czytelników mniej zaznajomionych ze „średniowieczną fantastyką” będzie doskonałym wprowadzeniem w pełen magii świat. Bardziej doświadczonych czytelników może zdenerwować wyraźny podział na dobre i złe postacie oraz schematyczność. Fanom „Zwiadowców” czy „Kronik Wardstone” również z czystym sumieniem mogę polecić tę powieść. Nie żałuję, że przeczytałam „Ucznia skrytobójcy” i na pewno sięgnę po następne tomy.

Dana

Robin Hoob, Uczeń skrytobójcy, wyd. MAG, 2014, stron: 448

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz