Przed
przeczytaniem tej powieści myślałam, że wiem, o czym będzie. Już wielokrotnie
spotykałam się z książkami, w których mamy
do czynienia z mistrzem szkolącym swojego ucznia w jakimś trudnym i
elitarnym zawodzie, po czym z dumą obserwującym jego wybitne osiągnięcia. W tym
jednak przypadku autorka (bo jak się okazuje, za pseudonimem Robin Hobb stoi
kobieta) odeszła od schematu i zamiast na samej nauce trudnej sztuki
skrytobójstwa skupiła się na postaci głównego bohatera i zarazem narratora tej
opowieści, co sprawiło, że książka przypominała pamiętnik albo kronikę, przez
co podobała mi się zdecydowanie mniej niż na przykład „Zwiadowcy”, w
których również mamy do czynienia z
motywem mistrz i uczeń.
Bastard
– syn z nieprawego łoża następcy tronu księcia Szczerego wychowywany wśród psów i koni
przez stajennego swojego ojca - nigdy nie uważał się za niezwykłą osobę i w
sumie nie wie, co stanie się z nim w przyszłości, na którą nie ma właściwie
żadnego wpływu. Pewnego dnia dostaje od króla ciekawą propozycję, by służyć mu
i stać się jego skrytobójcą usuwającym kłopotliwych dla króla ludzi. Natychmiast
się na nią zgadza. Wkracza na ścieżkę ucznia skrytobójcy, która zawodzi go w
sam środek historii jednego z sześciu królestw.
Książka
urzeka wielowątkowością i mnogością pobocznych bohaterów z własną przeszłością
i przyszłością, pojawiających się w życiu Bastarda na chwilę lub pozostających
w nim na zawsze. W powieści fantastyki jest niewiele, nie ma tam magicznych
stworzeń ani roślin, jest za to „moc”, którą bohater próbuje opanować. Dzięki temu
książka stała się prawdziwsza i lepsza.
Najciekawszą,
ale też początkowo kłopotliwą sprawą, były imiona - zastępowane przymiotnikami,
rzeczownikami i właściwie wszystkim, co według rodziców nadającym dziecku imię mogło
pomóc mu w przyszłym życiu, wbrew pozorom nie zawsze wskazywały na charakter
postaci. Książka jest pełna postaci nazwanych od szlachetnych cech charakteru,
na przykład spotkamy się z księciem Szczerym, księżną Cierpliwą czy królem Roztropnym. Takie imiona łatwo można odróżnić
od przymiotników, kłopot pojawia się dopiero przy imionach odrzeczownikowych
takich jak: Cierń, Sikorka czy Pomocnik, które trudniej odróżnić od rzeczowników
pospolitych.
Słownictwo
„Ucznia skrytobójcy” nie należy do najprostszych, a raczej do tych
trudniejszych. Książka
nie jest może wybitna, ale dla czytelników mniej zaznajomionych ze
„średniowieczną fantastyką” będzie doskonałym wprowadzeniem w pełen magii
świat. Bardziej doświadczonych czytelników może zdenerwować wyraźny podział na
dobre i złe postacie oraz schematyczność. Fanom „Zwiadowców” czy „Kronik
Wardstone” również z czystym sumieniem mogę polecić tę powieść. Nie żałuję, że
przeczytałam „Ucznia skrytobójcy” i na pewno sięgnę po następne tomy.
Dana
Robin Hoob, Uczeń skrytobójcy, wyd. MAG, 2014,
stron: 448
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz