Ja
wiem, że dla wielu określenie zabawna książka brzmi jak oksymoron. Czasami
jednak zdarzają się, wierzcie mi, książki, które doprowadzają człowieka do łez…
Ze śmiechu – rzecz jasna. I jeśli miałabym wskazać książkę, której czytanie
związane jest z ciągłymi, niekontrolowanymi wybuchami śmiechu, książkę cudownie
zabawną, wskazałabym właśnie na „Ostatnią arystokratkę” czeskiego autora Evžena
Bočka.
Mary
Kostka to amerykańska nastolatka mieszkająca w Nowym Jorku. Amerykanka z
czeskimi korzeniami. Ba, okazuje się, że korzeniami nie byle jakimi, bo
arystokratycznymi. Pewnego dnia rodzina Mary dowiaduje się, że oddana im
zostaje rodzinna posiadłość – zamek na Kostce w Czechach. Zamek, który
przodkowie Mary już pięciokrotnie w historii tracili (najpierw na rzecz zakonu
krzyżackiego, potem husytów, potem Habsburgów, wreszcie Hitlera, by w końcu
przypadł komunistom). Teraz jednak Mary wraz z rodziną musi porzucić swoje
uporządkowane amerykańskie życie i wrócić do arystokratycznej posiadłości
przodków. A problemy z tym związane piętrzą się już od samego początku, bo jak
na przykład zabrać ze sobą urnę z prochami wszystkich Kostków zmarłych na
obczyźnie (łącznie dwanaścioro), skoro bilet lotniczy dla nieboszczyka jest z
niewyjaśnionych przyczyn droższy niż dla zwykłego pasażera? Nie ma wyjścia –
rodzina przez tydzień opycha się orzeszkami ziemnymi, by prochy zmarłych
przewieźć w woreczkach po orzechach. Pech jednak wydaje się być w herbie
rodziny Kostków, bo nie opuszcza familii nawet na moment, powodując, że co
chwilę wikłają się w zupełnie absurdalne sytuacje. Dla bohaterów – wszystko
układa się beznadziejnie, dla czytelników - tym lepiej, bo to tylko potęguje
komiczność świata wykreowanego przez Czecha.
Jak
w rasowej komedii nie brakuje tutaj galerii osobliwych i przezabawnych postaci:
matka Mary, Vivien - informacje o byciu arystokratką czerpie z licznych
biografii księżnej Diany, ojciec – hrabia Franciszek – popada w skrajne
skąpstwo, gdy okazuje się, że oprócz zamku (ze służbą w komplecie!) nie posiada
kompletnie nic. Hrabia całe dnie i noce ślęczy więc nad rodowymi papierami, by
odszukać tego przodka, który majątek rodziny doprowadził ruiny. Dodajmy do tego
pracowników zamku: sięgającego do kieliszka ogrodnika – pana Spocka, kucharkę
panią Cichą, a przede wszystkim kasztelana zamku – Józefa, która nie cofnie się
przed niczym, by przepłoszyć z zamku turystów (jedyne źródło jako takich
dochodów dla spłukanych Kostków). Mieszanka wybuchowa gotowa.
„Ostatnia
arystokratka” to doskonałe remedium na chandrę. Książka cudowna, zabawna,
rozkoszna, tryskająca absurdalnym humorem. Nie dziwi więc, że u naszych
południowych sąsiadów stała się prawdziwym bestsellerem, zdobywając tytuł
najzabawniejszej książki roku, bo to naprawdę doskonała komedia. Rozrywka w
czystej postaci. Z całego serca życzę, aby również polskim czytelnikom ta
książka przyniosła tyle samo radości. „Ostatnia arystokratka” zasługuje bowiem
na to, by było o niej głośno. Głośno od śmiechu.
Pani
eM.
Evžen Boček, Ostatnia arystokratka, wyd. Stara
Szkoła, 2015, stron: 254
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz