Pod
koniec stycznia bieżącego roku do polskich kin trafił film zatytułowany „Ziarno
prawdy” – ekranizacja powieści popularnego w ostatnim czasie autora kryminałów,
Zygmunta Miłoszewskiego. Sam film cieszył się wielkim zainteresowaniem, a reżysera
porównywano nawet do samego Finchera. I właśnie to spowodowało, że
postanowiłem bliżej przyjrzeć się powieściom wychodzącym spod pióra
Miłoszewskiego. „Ziarno prawdy” to moje pierwsze spotkanie z pisarzem, toteż
kompletnie nie wiedziałem, czego się spodziewać. „Ziarno prawdy” jest to
jednocześnie druga część trylogii kryminalnej, którą łączy postać głównego
bohatera.
Podobnie
jak w pierwszej części, głównym bohaterem jest tutaj prokurator Teodor Szacki.
Po rozstaniu z żoną przenosi się do Sandomierza, miasta, które dotąd kojarzyło
mu się głównie z przesadną religijnością i ojcem Mateuszem. Ale Sandomierz Miłoszewskiego
jest zupełnie inny – w niczym nie przypomina tego z kolorowych pocztówek czy
popularnego serialu. Miłoszewskiemu udało się bowiem stworzyć miejsce mroczne,
niepokojące, chwilami odstraszające brzydotą. Tworzy to klimat niczym ze
skandynawskiego kryminału. Sam prokurator nie odnajduje się najlepiej w nowym
miejscu, w którym każdy zna każdego i wszyscy wzajemnie się obmawiają. Nie najlepiej dogaduje się z nowymi znajomymi
z pracy i zaczyna popadać w stan jakiegoś odrętwienia. Nie pomaga fakt, że w
Sandomierzu nic się nie dzieje, nie ma żadnych spektakularnych przestępstw,
dzięki którym Szacki mógłby brylować jako znakomity śledczy. Nie ma się więc co
dziwić jego radości, gdy tuż przed Wielkanocą znalezione zostaje zmasakrowane
ciało kobiety, a samo śledztwo szybko okazuje się o wiele trudniejsze niż te,
które Szacki prowadził wcześniej, choćby ze względu na to, że wszyscy się znają
i mogą wzajemnie się kryć, dając alibi. A trup ściele się gęsto – morderca na
jednej ofierze nie poprzestaje.
W sandomierskim powietrzu zaczynają natychmiast krążyć pierwiastki niepokoju, grozy, nieufności, podejrzliwości. Szacki to jednak typ twardziela i nie zamierza szybko zrezygnować. Wręcz przeciwnie, każda przeszkoda, każdy znak zapytania to tylko podwójny impuls do drążenia tematu.
W sandomierskim powietrzu zaczynają natychmiast krążyć pierwiastki niepokoju, grozy, nieufności, podejrzliwości. Szacki to jednak typ twardziela i nie zamierza szybko zrezygnować. Wręcz przeciwnie, każda przeszkoda, każdy znak zapytania to tylko podwójny impuls do drążenia tematu.
Gdy recenzent pisze pozytywną opinię, z reguły
twierdzi, że książka wciągnęła go od pierwszych stron. Ja jednak zrobię inaczej
i napiszę zgodnie z prawdą, iż zainteresowała mnie dopiero pod koniec drugiego
rozdziału. Na szczęście nie skreśliłem jej od razu i bardzo się z tego cieszę, bo gdy z czasem pojawiały się nowe poszlaki, nowi podejrzani, śledztwo
nabrało tempa (choć jednocześnie coraz bardziej się wikłało), a prokurator
zaczął coś robić ze swoim życiem towarzyskim, powieść stawała się naprawdę
bardzo ciekawa i zajmująca. Od pewnego momentu rzeczywiście czyta się ją jednym
tchem, próbując samodzielnie, i niestety bezskutecznie, dojść do tego, kto jest
sprawcą tych bestialskich zbrodni. Miłoszewski okazuje się być mistrzem w
myleniu tropów, zwodzi czytelnika na każdym kroku – ale robi to naprawdę z
klasą.
Styl
pisania Miłoszewskiego jest dość charakterystyczny i pewnie nie każdemu musi
przypaść do gustu. Mnie jednak się spodobał. Autor pisze zrozumiałym językiem,
a trudniejsze słowa z całej książki można policzyć na palcach jednej ręki. Język jest naprawdę
nieskomplikowany na wielu płaszczyznach: i tych leksykalnych, i tych
składniowych. To powoduje, że książkę czyta się z wielką przyjemnością i
lekkością. Dodatkowym atutem jest fakt, że pisarz często posługuje się ironią
(którą uwielbiam!), a pełne ciętych ripost dialogi bohaterów na pewno nie szeleszczą
papierem – są naturalne, niewymuszone, nie można zarzucić im sztuczności.
Nie
mogę odmówić sobie przyjemności napisania kilku słów o głównym bohaterze. Prokurator
Teodor Szacki to z pewnością bardzo oryginalna, nietuzinkowa postać. Z pewnością wyróżnia się na tle innych bohaterów powieści. Jako że nie zniósł
za dobrze rozstania z żoną i wymuszonej przeprowadzki do Sandomierza, stał się
wyobcowanym samotnikiem w mieście zamieszkanym praktycznie przez samych
najlepszych przyjaciół. Mimo iż z pozoru jest zimny, oschły, skupiony wyłącznie
na pracy i bezduszny, po bliższym poznaniu zyskuje, bo to jednocześnie
niezwykle inteligentny śledczy. W
zasadzie na każdy temat ma jakąś sarkastyczną, kąśliwą uwagę, chociaż niekoniecznie musi ją
wypowiedzieć na głos. Mimo że z reguły traktuje kobiety przedmiotowo, po
dłuższym czasie znajomości potrafi się jednak zaangażować. Broni się jednak
przed tym, jak może, przybierając pozę zimnego drania. Być może jak żółw zamyka
się w skorupie, by nie zostać poranionym. Ten outsider ma również wiele niepisanych
zasad, którym hołduje, a które czynią z niego postać bardziej wielowymiarową.
Nie jest bohaterem papierowym – to postać z krwi i kości.
Jak
można już wywnioskować z poprzednich akapitów, uważam „Ziarno prawdy” za książkę
naprawdę godną uwagi. Wątek kryminalny jest tutaj niebanalny i dobrze pomyślany,
choć prawdopodobieństwo jego rozwiązania można pewnie poddawać w wątpliwość. Nie
o to jednak chodzi w czytaniu kryminałów – najważniejsze jest podążaniem
właściwym tropem i próba samodzielnego rozwiązania zagadki, a tę zabawę Miłoszewski nam
gwarantuje. Przez cały czas czytelnikowi towarzyszą ciekawe postacie, a całość
napisana jest w charakterystyczny sposób, który najlepiej określiłoby potoczne słowo „fajny”.
Dla miłośników kryminałów „Ziarno prawdy” powinno być pozycją obowiązkową.
A Zygmuntowi Miłoszewskiemu nie bez powodu przepowiadało się przyszłość króla polskiego kryminału. I to kryminału w najlepszym stylu: wysmakowanego, dopracowanego w szczegółach, a przede wszystkim mrożącego krew w żyłach, dlatego ze smutkiem przyjąłem wiadomość, że Miłoszewski przygodę z tym typem literatury definitywnie zakończył. Wielka szkoda. Wielbicielom i wielbicielkom (przede wszystkim wielbicielkom) Szackiego pozostaje tylko mieć nadzieję, że pisarz może jednak kiedyś zmieni zdanie i na powrót wyciągnie na zgodę rękę do Szackiego.
A Zygmuntowi Miłoszewskiemu nie bez powodu przepowiadało się przyszłość króla polskiego kryminału. I to kryminału w najlepszym stylu: wysmakowanego, dopracowanego w szczegółach, a przede wszystkim mrożącego krew w żyłach, dlatego ze smutkiem przyjąłem wiadomość, że Miłoszewski przygodę z tym typem literatury definitywnie zakończył. Wielka szkoda. Wielbicielom i wielbicielkom (przede wszystkim wielbicielkom) Szackiego pozostaje tylko mieć nadzieję, że pisarz może jednak kiedyś zmieni zdanie i na powrót wyciągnie na zgodę rękę do Szackiego.
Alek
Zygmunt
Miłoszewski, Ziarno prawdy, W.A.B,
2014, stron: 368
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz