Trylogia
Michelle Hodkin, której główna bohaterka zabija myślami, zbiera same pozytywne
recenzje, ale nie ma co ukrywać, że jej pierwszy tom - Mara Dyer. Tajemnica kompletnie
nie przypadła mi do gustu. Uważam, że
poziom, jaki prezentuje, jest za niski na zwykłą młodzieżówkę, a co dopiero
młodzieżowy thriller (jak jest opisywana). Zero napięcia, zero grozy, zero wyczucia. Postacie, fabuła,
dialogi, humor - naprawdę nic nie zostało tam wykreowane dobrze. Rok temu uznałam
Marę Dyer za kompletną stratę czasu i pieniędzy, ale chyba z sentymentu (prawie) dokładnie rok
później dałam jej drugą szansę i nie, wcale się nie zawiodłam. Nie mogę się
nadziwić, że dwie części tej samej trylogii, pióra tej samej autorki, mogą być
tak od siebie różne. I nie na poziomie fabularnym, ale stylistycznym głównie.
Druga
część rozpoczyna się prawie dokładnie w tym miejscu, w którym tom pierwszy się skończył (w tej
recenzji nie pojawią się żadne spoilery).
Autorka nie zagłębia się za bardzo w wydarzenia z przeszłości ani nie
przypomina czytelnikom, co dokładnie się stało. Zostawia i ich, i samą
bohaterkę z własnymi przypuszczeniami. Szczególnie, że Marze nikt nie wierzy -
wszyscy zaprzeczają jej domysłom, przekonując ją, że jest poważnie chora… na
głowę. I dokładnie to jest największym plusem drugiego tomu.
Przypomnijmy:
Mara Dyer potrafi zabijać myślami. Wystarczy, że pomyśli o czyjejś
śmierci, a ta osoba już umiera.
Zazwyczaj, dodajmy, umiera w okropnych męczarniach, bo jakoś w naturze Mary
leży skłonność do tortur (ale kto by się zbytnio przejmował). W pierwszym tomie
poznajemy bohaterkę jako przestraszoną dziewczynkę, której nadnaturalne
zdolności dopiero się objawiają. Nosi w swoim umyśle wielką żałobę po stracie
przyjaciół, do której się przyczyniła, ale nie potrafi niczego wyjaśnić.
Jedynie odkrywa więcej faktów i tajemnic na swój temat, lecz nijak nie potrafi
znaleźć rozwiązania.
W
drugiej części z Marą jest inaczej: ponieważ bohaterka ma świadomość swoich
czynów, może jedynie znajdować kolejne wątpliwości. Zadania nie ułatwiają
bliscy, którzy uparcie twierdzą, że Mara cierpi na chorobę psychiczną. Jedynie
ukochany Noah wierzy jej równie mocno, co ona sama sobie.
Uważam,
że najciekawszym zabiegiem, na jaki zdecydowała się Hodkin, jest ukrycie
prawdy. Narracja jest pierwszoosobowa, ale kontrast przekonań Mary i kontrast
przekonań wszystkich lekarzy, którzy ją badają, jest naprawdę silny. Ciężko
odkryć, które z nich mówi prawdę: główna bohaterka, która lunatykuje co noc i
miewa halucynacje średnio co pięć minut, czy wszyscy dookoła (a oni wszyscy
powtarzają - jesteś chora, Maro. Musimy
ci pomóc). Co prawda fabuła zmierza do oczywistego zakończenia, lecz nie
zdziwiłabym się, gdyby pod koniec trzeciego tomu okazało się to kłamstwem.
Przede wszystkim w Marze Dyer
czytelnicy muszą się przyzwyczaić do dużej ilości kłamstw.
Atmosfera
grozy jest naprawdę wyczuwalna. Napięcie wzrasta z każdą stroną, czego nie spodziewałam się po Michelle
Hodkin, biorąc pod uwagę spięcia związane z pierwszym tomem. Tym razem
poradziła sobie wręcz doskonale - już dawno nie czytałam książki, która tak
bardzo namieszała mi w głowie. Kolejnym
plusem jest psychodeliczny klimat z elementami horroru czy gore. Co prawda nie
raz odczułam obrzydzenie, ale autorka ani razu nie przekroczyła granicy dobrego
smaku. Podobnie dobrze wykreowani są bohaterowie - cała irytacja, którą
odczuwałam, czytając narrację z punktu Mary rok temu, zniknęła. Teraz wydaje mi
się bohaterką podejmująca racjonalne decyzje, która przeżywa niemały koszmar.
Jej związek z Noahem, który początkowo opierał się na (denerwującej, co tu
ukrywać) relacji dwóch sfrustrowanych nastolatków, teraz budzi raczej ciepłe
uczucia. Mam wrażenie, że Hodkin w końcu dała im szansę i potraktowała ich
związek poważnie lub też pozwoliła im samym potraktować go poważnie.
W
Marze Dyer. Przemiana znajdziemy też
nie do końca wyjaśnione retrospekcje, które przyprawiają o ciarki na plecach.
Tajemnica jest powiązana z wydarzeniami z przeszłości (lub też nie ma jej wcale
- może to jedynie wytwór wyobraźni Mary?). Autorce udało się tymi rozdziałami
zaciekawić i jednocześnie nie namieszać zbyt mocno w konstrukcji fabuły.
Pozostaje mi mieć nadzieję, że ostateczne zakończenie pozostanie na równie
wysokim poziomie.
Podsumowując,
bawiłam się niezwykle dobrze, czytając tę książkę. Niezwykle dobrze, w
porównaniu do pierwszego tomu i niezwykle dobrze w ogóle. Jeśli szukacie
ciekawego, autentycznie strasznego thrillera młodzieżowego, to ta pozycja
świetnie się nadaje. Mam wrażenie, że na literackim rynku nie ma zbyt wiele
powieści tego typu, tym bardziej Mara
Dyer jest ciekawym tworem. Polecam się zapoznać się z serią, przebrnąć
przez pierwszy tom, do którego moje uczucia się nie zmieniły, tylko ze względu
na poziom drugiego. Jestem bardzo ciekawa Zemsty
- szczególnie, że po tytule i zakończeniu Przemiany
mogę spodziewać się tylko jednego.
Julia
Mara
Dyer:
Michelle Hodkin,
Mara Dyer. Przemiana,
Wydawnictwo YA!, 2014, stron: 480
Też tak miałam, że pierwszy tom jakoś mnie nie przekonał, natomiast drugi... cóż, drugi po prostu wgniótł mnie w fotel, przynajmniej pod względem emocji.
OdpowiedzUsuńA już myślałam, że tylko ja tak mam :) Przemiana jest faktycznie warta poznania, nawet jeśli Tajemnica jest lekką porażką :)
OdpowiedzUsuńMam to w planach :) /A.
OdpowiedzUsuńCiekawego literacko przeżycia :) Podziel się wrażeniami koniecznie :)
Usuń