środa, 14 stycznia 2015

„Mara Dyer. Tajemnica” – Michelle Hodkin



Zachęcona zatrważającą liczbą pozytywnych opinii na temat tej książki uznałam,  że muszę ją nabyć. I to jak najszybciej! Wszystko odbyło się więc w ekspresowym tempie: kupiłam i niemal od razu zabrałam się za lekturę, licząc na niezwykłą książkową podróż. Przeczytałam ją dość szybko, ale jak się okazało,  opinie innych blogerów mogą być bardzo mylące i niekoniecznie zgadzać się z moimi literackimi upodobaniami. Niestety, tak właśnie było w tym przypadku.



Okładkowy opis zawiera streszczenie następującej treści: Mara Dyer budzi się w szpitalu, nie pamiętając,  skąd się tam wzięła. Wydawałoby się,  że już nic gorszego nie może jej spotkać. A jednak... To, iż nie pamięta momentu wypadku, w którym zginęli jej przyjaciele, podczas gdy ona sama w przedziwny sposób ocalała,  budzi w niej podejrzenia, że kryje się za tym coś więcej. Ma rację.

Czytanie opisu, w przeciwieństwie do całej reszty, było całkiem przyjemne. Myślę sobie: oho, zapowiada się niezły thriller. Nic bardziej mylącego.

Opis (nie wspomnę już o ocenach) nie ma za wiele wspólnego z treścią książki. Główna bohaterka, tytułowa Mara, faktycznie budzi się w szpitalu, dowiadując się, że wyszła cało z wypadku, w którym zginęli jej najlepsi przyjaciele. Następnie zapomina o nich, przypominając sobie ich twarze w sporadycznych, dziwnych wizjach, które zdarza jej się miewać. Nie bez powodu używam słowa ,,zapomina" - autorka niewiele mówi o przyjaciołach dziewczyny, a że narracja jest poprowadzona z punktu widzenia Mary, równie dobrze można uznać,  że bohaterka niewiele o nich myśli. Następnie dziewczyna zaczyna nową szkołę,  ale sympatii rówieśników nie zyskuje (czyżby przez sarkastyczne poczucie humoru i cięty język?). Jedyną osobą, która się przy niej kręci jest Noah, uroczy Brytyjczyk, za którym szaleją wszystkie dziewczyny i który szybko porzuca te same dziewczyny. Zdaje się, że chłopak cierpi na rozdwojenie jaźni,  bo skoro je porzuca, to najwyraźniej go męczą (sam to przyznaje), ale jednocześnie nie potrafi pozbyć się uśmiechu z twarzy, kiedy szczerzą się w jego kierunku i trzepoczą rzęsami... Tak, rozdwojenie jaźni to jedyne logiczne wytłumaczenie.

Ech,  w beznadziejnej książce nawet miłość jest beznadziejna.

Mara nie jest bohaterką,  która choćby trochę mi się podobała. Nie można powiedzieć, że była zabawna czy nawet ironiczna ze swoim specyficznym poczuciem humoru czy ciętym językiem. Ona była po prostu niesympatyczna i niemiła.

Krótkie,  nierozbudowane dialogi czytało się szybko (bo wypowiedzi bohaterów rzadko przekraczały pięć słów), ale były zupełnie mdłe. Poczucie humoru w tej książce to pomyłka i ani nie jest mroczne, ani śmieszne. To taki zupełnie przeciętny poziom dla mało wymagającego czytelnika. Zdaje się, że tym poczuciem humoru autorka stara się zrekompensować swoje znikome umiejętności pisarskie. Może gdyby narracja była trzecioosobowa byłoby lepiej, bo ciężko było pozbyć mi się wrażenia,  że Mara ma bardzo negatywne mniemanie o świecie. Ale jak ktoś nie prezentuje dobrego warsztatu pisarskiego, to w sumie bez różnicy, czy narracja będzie pierwszo- czy trzecioosobowa – całość i tak czuć będzie amatorszczyzną.



Sam pomysł na fabułę jest - trzeba przyznać - naprawdę dobry: i te wizje, wypadek, niepamięć bohaterki, i domniemane rozdwojenie jaźni. Ale każdy dobry pomysł może zostać zniszczony przez koszmarnie słabe wykonanie i tak było w tym przypadku. Wizje/ przewidzenia/ odczucia (?) Mary, które miały podpadać pod schizofrenię,  tak naprawdę bardziej pasują do jakichś dziwnych-nie-do-końca-pomocnych-a-właściwie-szkodliwych zdolności magicznych. W ten sposób thriller okazał się mrocznym fantasy. Nie zdziwiłabym się, gdyby Mara w rzeczywistości była jakąś wróżką,  czarownicą czy czymś podobnym (w temacie tej książki nic mnie nie zdziwi).



Czytanie „Mary Dyer”  nie należało do najprzyjemniejszych. Owszem, czytało się łatwo, bo żaden to skomplikowany tekst, wymagający od nas intelektualnego zaangażowania. Jedyny plus, że ja, niemal sknera, nie muszę już kupować drugiego tomu, ponieważ nic, kompletnie nic mnie do niego nie zachęca. A wolałabym się nie przekonać, że może być jeszcze gorzej.

Julia


Michelle Hodkin, Mara Dyer. Tajemnica, wyd. YA!, 2014, stron: 412

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz