sobota, 1 sierpnia 2015

„Nieludzie” – Kat Falls



Świat przedzielony murem na dwie części. W jednej z nich kwitnie cywilizacja, ludzie wspinają się na wyżyny możliwości, budują szklane domy. W drugiej rozwój cofnął się do zamierzchłych czasów, nikt nie może w spokoju spędzić nocy, miasta, a raczej małe osady, są rządzone przez samozwańczych dyktatorów. Wszystko za sprawą wyhodowanego przez naukowców największej korporacji wirusa, który łączył DNA zwierząt. Substancja wydostała się poza mury laboratorium i poczyniła straszliwe szkody. Ludzie, którzy również byli podatni na wirus, wybudowali wielki mur i zamieszkali za nim. Ci, którym nie udało się przedostać w bezpieczne miejsce, zostali w miejscu nazywanym później „Dziką Strefą”.


Hybrydy zwierząt, walka o przetrwanie, akcja osadzona w dalekiej przyszłości. Wszystko zachęca do przeczytania „Nieludzi”, okładka też jest niczego sobie. Niestety gorzej z zawartością. Pomysł na stworzenie zupełnie nowych gatunków był trafiony. W końcu kto nie polubi tajemniczej szympakabry? Niestety, „Nieludzie” jest jedną z wielu książek pokazujących, że jakość w równym stopniu zależy od zamysłu i wykonania.


Fabuła rwie do przodu, średnio raz na dwie strony pojawia się nowe, dziwne, zmutowane zwierzę, równie ważne jak pozostałe. Nim zdołałam sobie wyobrazić, jak może wyglądać krzyżówka szympansa i kreta, pojawiało się coś nowego. Dobrze jest wprowadzić parę nowych gatunków, ale bez przesady! W takim natłoku nie idzie ogarnąć fabuły, nie mówiąc o skomplikowanych relacjach między bohaterami.


Wymieniony powyżej natłok nowych stworzeń irytował mnie, ale nie na tyle mocno, żeby stracić radość z czytania. Gdyby nie największy z licznych zgrzytów książka byłaby w miarę zjadliwa. Niestety chwiejny ład zburzyła główna bohaterka. Zwykle w książkach dystopijnych autorzy stawiają na silne osobowości u narratorek (tak jak w np. „Igrzyskach śmierci”, „Rywalkach” czy „Niezgodnej”), jednak w „Nieludziach” zaniechano tego genialnego pomysłu i narratorka, z którą powinniśmy się utożsamiać, odkaża sobie dłonie żelem co 30 sekund i przerasta ją bycie brudną. Wydawało mi się, że w połowie książki Kat Falls zdała sobie sprawę z tego błędu i główna bohaterka nagle została obdarzona siłą ducha i odwagą. Niestraszna jej żadna szympakabra i pokonanie jej stało się dla niej łatwizną.


W niemal każdej porządnej dystopii młodzieżowej jest trójkąt miłosny, jeszcze lepiej, gdy chłopcy są swoimi całkowitymi przeciwieństwami i jedyną ich cechą wspólną jest wzajemna nienawiść. Nie, żebym nie lubiła owych skomplikowanych związków, ale nie zawsze są one na miejscu i nie zawsze postacie walczące ze sobą o względy zasługują ukochanej zasługują na miłość czytelnika. Tak było w tym przypadku, z zasady czytelnik powinien z zapartym tchem czekać na rozwiązanie trudnej, miłosnej sytuacji i dopingować obu chłopcom, nie mogąc się zdecydować, który jest lepszy. Ja nic takiego nie odczułam, zmagania miłosne w „Nieludziach” ocierały się o kicz i/lub totalne przerysowanie. Zmagający się bohaterowie również nie przypadli mi do gustu, jeden był „obleśny w romantyczny sposób”, a drugi poważny i dziecinny zależnie od nastroju.


Stanowczo nie polecam „Nieludzi”, chyba że ktoś obrał sobie za cel przeczytania każdej dystopii dla nastolatek, wtedy droga wolna. Sama żałuje, że przeczytałam tą książkę, jest tyle lepszych pozycji.

Dana
Za możliwość przeczytania książki dziękujemy Wydawnictwu GW Foksal

Kat Falls, Nieludzie, Foksal, 2015, stron: 364

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz