piątek, 21 sierpnia 2015

„Piąta fala” & „Piąta fala: Bezkresne morze” – Rick Yancey



Cztery fale wystarczyły, żeby zminimalizować populację ludzkości liczącą siedem miliardów do marnych kilku setek. Pierwsza fala - brak elektryczności. Druga - tsunami. Trzecia - zaraza. Czwarta - Uciszacze. To. Jeszcze. Nie. Koniec.


Przybysze to nie Obcy. Obcy to te istoty, które hodujecie w głowach lub które pokazuje się  nam na filmach. One mówią po angielsku i zazwyczaj wyglądają jak skrzyżowanie człowieka z ośmiornicą lub leniwcem. Przybysze natomiast to rasa istot pozaziemskich, które są tysiąckrotnie bardziej zaawansowane niż człowiek. Bynajmniej nie przyleciały na Ziemię w celach pokojowych czy edukacyjnych. „A prawda jest taka, że jak już nas znaleźli, to było po nas”*. Raczej nie ma już ratunku. „Równie dobrze karaluch [czytaj: człowiek] mógłby sobie przygotować plan powstrzymania buta, który właśnie zmierza go zmiażdżyć”. Co robić? Módl się o przeżycie.



„Piąta fala”

Bestsellerowa trylogia Ricka Yanceya jest reklamowana jako jeden z najlepszych cyklów science fiction  dla młodzieży, niektórzy uważają, że to najlepszy  cykl science fiction w ogóle. Pierwsza część zapowiadała się naprawdę spektakularnie, jako że autor postanowił się wykreować na nowo jeden z największych motywów współczesnej popkultury: kosmitów. Mieli być lepsi, więksi, groźniejsi, inteligentniejsi. Problem w tym, że szybko się okazuje, że faktycznie tak jest, ale przez pierwsze… kilka stron. W efekcie jest to książka o sztuce przetrwania w ostatkach umierającego świata, samotnej egzystencji, akceptacji takich spraw, jak utrata najbliższych.



Tak więc bezpośredniej konfrontacji, regularnej wojny raczej próżno szukać. Yancey nakreślił co prawda kosmiczne wątki w tle, głównie dotyczące historii wyniszczenia ludzkości. Trzeba przyznać, że jest to inteligentny, spójny i szokujący obraz, ale w stosunku do całości – niewielki. Naprawdę szkoda, że autor nie zagłębił się w psychikę Przybyszów, nie nakreślił bardziej ich sylwetek – w mojej opinii jest to największa wada „Piątej fali”.


Na pierwszy plan wychodzi oczywiście główna bohaterka - Cassie Sullivan – sierota, która wyrusza z misją odbicia uprowadzonego brata z rąk kosmitów. Z jednej strony mała dziewczynka w ciele nastolatki, z drugiej bohaterka pozostawiona na pastwę losu. Naprawdę ciężko stwierdzić, czy Yancey wykreował bardziej „ludzką” czy irytującą postać. W pewnym momencie Cassie przedziera się przez las, uciekając przed kulami zdradzieckich żołnierzy, w innym płacze nad nieodwzajemnioną miłością. Jest to pewna niekonsekwencja, która razi. Zupełnie jakby autor chciał podkreślić, że ludzie, którzy pozostali są nadal ludźmi - i nic ponad to - ale poszedł po niewłaściwym froncie (rozterki głównej bohaterki z cyku „kocha czy nie kocha” i „pokochać go czy nie” raczej nie współgrają z mrocznym post-apokaliptycznym klimatem).


Tak więc „Piątą falę” należało by traktować  jako typowe postapo - inaczej całość może wydać się rozczarowująca. Należy również mieć na uwadze, że jest to książka skierowana do młodzieży i elementów typowo młodzieżowych ma naprawdę wiele. Próżno w niej szukać czegoś tak inteligentnego jak w „Grze Endera” choćby, albo u innych klasyków gatunku, ale pod względem akcji i rozwoju fabuły jak najbardziej trzyma poziom. Po „Piątą falę” sięgnąć warto, bo pomimo tych wad ma również kilka plusów. Pytanie tylko, czy kontynuować warto kontynuować całą serię?


„Piąta fala: Bezkresne morze”
(recenzja nie zawiera spoilerów wpływających na odbiór fabuły ani dotyczących pierwszego tomu)

Szczerze mówiąc, po przeczytaniu poprzedniej części miałam duże wątpliwości, czy zabrać się za „Bezkresne morze” ponieważ (a): przeczytałam kilka niepochlebnych opinii sugerujących, że nie jest to udana kontynuacja, (b): pierwsza część nie była na tyle porywająca, żeby od razu sięgać po drugi tom. Ale sięgnęłam i… zdecydowanie nie żałuję!


Osobom szukającym wartkiej akcji pozbawionej nastoletnich dylematów, „Bezkresne morze” powinno przypaść bardziej do gustu niż „Piąta fala”. Akcja bowiem rwie do przodu już od pierwszych stron, szczególnie, że powieść zaczyna się prawie w tym samym momencie, w którym kończy się poprzedni tom. Właściwie mamy tu tylko dwa wątki, w tym jeden poboczny - otwierający i kończący powieść – dlatego przez połowę książki ciężko wywnioskować, do czego to wszystko zmierza i, co ważniejsze, jak połączy się w finale (w ostatniej części trylogii). Jednak po pewnym czasie przestaje to być ważne, bo powieść jest bardzo dynamiczna i zwyczajnie przykuwa uwagę innymi kwestiami. Ciężko się od niej oderwać choćby na chwilę.


Rick Yancey ponownie postanowił wprowadzić zmianę narracji (tym razem prym wiedzie znana z poprzedniej części Ringer) i podobnie jak w przypadku „Piątej fali”, był to strzał w dziesiątkę. Cassie Sullivan jest irytującą bohaterką, a narracja pisana z jej perspektywy stanowi najgorszą część powieści. Dzięki Bogu, nie jest jej za wiele. Ringer z kolei jest bohaterką  z krwi i kości, dlatego bardzo przypadła mi do gustu. Jest to postać wielowymiarowa, o której w pierwszej części nie wiemy za wiele, w „Bezkresnym morzu” natomiast autor rozwija jej sylwetkę w sprawny i przemyślany sposób. Chociażby z tego względu warto sięgnąć po kontynuację.


Przez długi czas zastanawiałam się, jak Yancey zamierza pokierować fabułą, żeby wszystko ułożyło się w harmonijną i racjonalną całość, ale muszę przyznać, że udało mu się zrobić dwie rzeczy: po pierwsze, zmienić całkowicie tok tej historii i znaleźć na to całkiem niezłe rozwiązanie, które ani nie jest nieadekwatne, ani wzięte prosto z  kosmosu (w tym przypadku dosłownie). Po drugie, „Bezkresne morze” nie jest typowym łącznikiem pomiędzy pierwszą  a trzecią częścią, ale stanowi ważny element układanki, który jest naprawdę zaskakujący. W dodatku ciężko przewidzieć, w jakim kierunku zmierza akcja i co dokładnie wydarzy się w trzeciej części. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że będzie to sprawnie ułożona wizja.


„Bezkresne morze” stanowi naprawdę udaną kontynuację, ponieważ nie ma żadnych elementów, które mógłby razić w oczy w stosunku do „Piątej fali”. Jest to tak samo dobrze napisana – a może nawet lepiej – książka, w której znajduje się kilka odpowiedzi na pytania postawione wcześniej, jednocześnie nie zmniejszając ciekawości czytelnika. Plus za zmianę narracji, poszerzenie niektórych wątków i – w końcu! – wyraźniejsze nakreślenie sylwetek Przybyszów. Seria ma wielki potencjał, zauważalny dopiero w drugiej części, a ja trzymam kciuki, że autor trafnie wykorzysta go w finale.


Jeśli zastanawiacie się, czy po „Piątej fali” sięgnąć po kontynuację, odpowiedź brzmi: TAK! Koniecznie! Jeśli przy pierwszej części zaciskaliście zęby z niecierpliwości, „Bezkresne morze” nie powinno Was rozczarować – jest to powieść dużo bardziej dynamiczna, przemyślana, inteligentna. Mówiąc krótko, zdecydowanie lepsza. Pozostaje nam tylko czekać na zakończenie tej trylogii, która z kosmitami ma mniej wspólnego, niż mogłoby się wydawać.

Julia

Piąta fala:

Piata fala │Piąta fala: Bezkresne morze │The Last Star (premiera w 2016 roku)

Rick Yancey, Piąta fala, Wydawnictwo Otwarte, 2013, stron: 510

Rick Yancey, Piąta fala: Bezkresne morze, Wydawnictwo Otwarte, 2014, stron: 416                           

* Cytaty pochodzą z książki Piąta fala, autorstwa Ricka Yancey       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz