sobota, 18 kwietnia 2015

„Śleboda” – Małgorzata i Michał Kuźmińscy



Jo se myśloła, ze wrescie piykne bajanie bedzie. I to syćko prowda jest, bo „Śleboda” to naprowde barz śwarny kryminał! Kruca fuks (w tym miejscu przełączam się jednak na język ogólnopolski)  – to były dwa najdłużej pisane przeze mnie zdania i  jako ceperka nie gwarantuję, ile prawdziwej gwary podhalańskiej się w nich znalazło. Ne mogłam się jednak powstrzymać, bo dziś moje bajanie - recenzowanie dotyczyć będzie kryminału spod samiuśkich Tater i to kryminału nie byle jakiego, bo naprawdę świetnie napisanego i wciągającego od pierwszych stron. A zatem bedym teroz opowiadoła, jak to z tom „Ślebodą" jest – cystom prowde będę godoła, bo po co śklić?

 Zapraszam na (niebezpieczną) wyprawę do podhalańskiego Murzasichla! Hej!


Anka Serafin to młoda antropolog kultury, która zmęczona i nieco rozczarowana swoim życiem prywatnym i zawodowym postanawia odpocząć od zgiełku Krakowa i wytchnienia poszukać w bardziej kameralnym miejscu, a że na Podhalu, w uroczej góralskiej miejscowości Murzasichle, ma rodzinę, jej wybór pada na Tatry właśnie, bo i tanio (przez wzgląd na rodzinę), i pięknie. Ta sielankowa wizja beztroskich wakacji okazuje się jednak być  tylko wizją, bo już podczas pierwszej górskiej wędrówki szlakiem Doliny Suchej Wody Anka zamiast wytchnienia i odpoczynku znajduje trupa, zmasakrowane zwłoki mężczyzny.  Jak się później okazuje, zamordowany człowiek to starej daty góral z Murzasichla – Jan Śleboda. Postać dla miejscowych tyleż tajemnicza co kontrowersyjna, bo o dość mrocznej przeszłości. Śmierć Ślebody to jednak dopiero początek, bo będą i kolejni zamordowani. Makabryczności całej sprawie dodaje fakt, że morderca na miejscu zbrodni pozostawia informację - krwią ofiar maluje swastykę. Nasza bohaterka, choćby przez wzgląd na to, że jako antropolog kultury jest świetnym interpretatorem, chcąc nie chcąc, zostaje uwikłana w całą sprawę. Tym bardziej że natychmiast w Murzasischlu pojawia się jej stary (choć wcale nie bliski) znajomy, krakowski dziennikarz Sebastian Strzygoń. Mężczyzna to i bezczelny, i ambitny, i cyniczny - dla ciekawego materiału (zwłaszcza w sezonie ogórkowym) jest w stanie zrobić wiele, nawet gdyby oznaczało to łamanie prawa. Kiedy zatem Strzygoń zwietrzył sensację, przekonał Ankę do współpracy w prowadzeniu własnego, amatorskiego śledztwa. I od tej pory duet Serafin – Strzygoń będą tropić mordercę równolegle do miejscowej policji. Szybko okaże się jednak, że zagadka śmierci starego górala i innych jest zdecydowania bardziej zawikłana niż się wydawać mogło. Dodatkowo komuś najwyraźniej bardzo zależy, by pokrzyżować plany przybyszom z Krakowa.  Tym bardziej że ślady zbrodni wiodą ku mrocznej przeszłości, która właśnie dała o sobie znać, budząc najgorsze i najstraszliwsze upiory. Strzygoń i Serafin zderzają się zatem z murem niechęci i zmową milczenia. Miejscowi nie chcą bowiem wracać nawet wspomnieniami do czasów II wojny światowej i wstydliwego dla Podhala epizodu związanego z powstaniem Goralenvolku i kolaboracją górali z nazistami. Problem w tym, że zbrodnia wydaje się mieć bezpośredni związek z mroczną przeszłością samego Ślebody, zatem rozwiązanie zagadki wiąże się z ujawnieniem wielu  być może niewygodnych faktów dla miejscowej ludności, wrogo nastawionej nie tylko do ofiary, ale teraz także do Anki i Bastiana. Atmosfera staje się coraz bardziej gęsta i nieprzyjemna. Czy naszym bohaterom uda się znaleźć rozwiązanie tej zawikłanej zagadki?


Kryminał państwa Kuźmińskich ma wszystko to, co powieść tego typu powinna zawierać: ciekawych, nietuzinkowych bohaterów nie tylko pierwszoplanowych, ale i tych drugoplanowych; precyzyjnie skonstruowaną intrygę kryminalną, w której autorom nie raz udaje się zwieść czytelnika, mistrzowsko myląc tropy. Zagadka kryminalna dodatkowo uwikłana jest w kontekst społeczno-historyczny, dzięki czemu lektura powieści to nie tylko świetna rozrywka, ale też sposób na wzbogacenie swojej wiedzy na temat kultury i historii góralszczyzny. I wreszcie w kryminale państwa Kuźmińskich nie brakuje tego, o czym wielu autorów kryminałów zapomina (lub po prostu ten aspekt ignoruje – a szkoda) – autorzy zadbali o stworzenie bogatego tła społecznego. Dzięki różnorodności bohaterów na Podhale spoglądamy dodatkowo z różnorodnego punktu widzenie: mamy ceperskie widzenie góralszczyzny dzięki przybyszom z Krakowa, mamy spojrzenie tych zżytych z tą ziemią od pokoleń (najmocniej dzięki postaci Babońki). I Podhale, i górale składają się w tej powieści na taki obraz góralszczyzny, który zgadza się z moimi własnymi obserwacjami z licznych podróży w Tatry. Mamy więc górali dumnych (czasem wręcz butnych), mamy górali przywiązanych do ojcowizny, górali noszących w sobie dumne poczucie inności, ale też poczucie wspólnoty i solidarności, które to między innych nakazują im w obliczu zagrożenia zachować milczenie. Mamy wreszcie górali, którzy tak bardzo ukochali sobie ślebodę, czyli wolność. Mamy górali  przywiązanych ponad wszystko do tradycji i tych, którzy kierowani nienasyconą chciwością nie uszanują jej. Mamy wreszcie odmalowane góry jako atrakcję turystyczną z tymi długimi pielgrzymkami przemierzającymi ceprostradę w drodze do Morskiego Oka, niedzielne turystki wychodzę na szlaki w letnich klapeczkach beztrosko nałożonych na stopy, dzikie tłumy przemierzające Krupówki w poszukiwaniu karczmy z tradycyjną góralską kuchnią (litości, góralburger z Krupówek tyle ma wspólnego góralską kuchnią  co oscypek spod Gubałówki z prawdziwym oscypkiem, takim z Rusinowej Polany na przykład) – kicz, tandeta i cepelia. Ale kicz, tandeta i cepelia – bo tego pragną turyści z nizin. Jest wreszcie w powieści to, co wspaniale podkreśla koloryt lokalny i pozwala tym bardziej szczegółowo oddać podhalański klimat – to bajania niczym sabałowe w gwarze podhalańskiej. Jakże cudowne, jakże prawdziwe, jakże na miejscu.


Wrocław (czy też Breslau) ma swojego Krajewskiego, Lublin Wrońskiego, teraz i Podhale doczekało się swoich autorów w osobach małżeństwa Kuźmińskich. Bo mam cichą nadzieję, że Anka i Sebastian wrócą jeszcze na Podhale. To postacie o takim powieściowym potencjalne, że szkoda byłoby doprawdy, by się zmarnowały. I nie, nie mam nic przeciwko temu, by tatrzańskie szlaki znów spłynęły krwią. Byleby tylko na szlaku pojawili się znowu Anka z Sebastianem.


„Śleboda” to kryminał, który mnie bardzo pozytywnie zaskoczył: jest naprawdę wysmakowany, świetnie pomyślany, świetnie napisany.

Co wom jesce godać bede i godać – przecytajcie sami! Hej!

pani eM.

Małgorzata i Michał Kuźmińscy, Śleboda, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2015, stron: 336

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz