środa, 30 września 2015

Mordercza siódemka, czyli najlepsze kryminały Agaty Christie



W tym roku we wrześniu minęło 125 lat od narodzin niekwestionowanej królowej kryminału – Agaty Christie. Dla wielu była to okazja do przypomnienia sobie powieści tej autorki – nie dziwi więc, że na wielu blogach, w prasie, telewizji duch tej autorki zagościł we wrześniu na dłużej. Z okazji tej rocznicy zorganizowano też ogólnoświatowy plebiscyt na najlepsze powieści Christie. Również my postanowiliśmy zaproponować siedem kryminałów, które z różnych powodów są szczególnie zajmujące. Tak na zamknięcie kryminalnego września. Top 7 to propozycja dla tych, którym twórczość autorki nie jest obca, i dla tych, którzy przygodę z Agatą Christie mają ciągle przed sobą jako wskazówka, czego nie ominąć. 



I nie było już nikogo (również pod tytułem Dziesięciu małych Murzynków) – ten kryminał wygrał również ogólnoświatowy plebiscyt na najlepszy kryminał autorki. Chcielibyśmy być oryginalni i wybrać coś innego, ale nie oszukujmy się – wybór czytelników z całego świata zdecydowanie trafny. Makabryczne zbrodnie, tajemnice przeszłości, bohaterowie odizolowani od reszty świata gdzieś na wyspie i morderca grasujący wśród nich, niewątpliwie będący też jednym z nich. I pewien stary dziecięcy wierszyk o dziesięciu żołnierzykach, wierszyk wyznaczający kolejne zbrodnie i sugerujący, że nikt z tej wyspy nie wróci żyw. Rozwiązanie zagadki takie, że szczękę zbiera się z podłogi. Majstersztyk.



Morderstwo w Orient Expressie – i znowu wyszło jakoś tak mało oryginalnie. Cóż począć. Nie da się jednak nie wspomnieć o tej powieści. Herkules Poirot wraca z zagranicznej podróży słynnym Orient Expressem – od samego początku podróży tej towarzyszą dziwne, choć nie spektakularne, sytuacje. W pewnym momencie pociąg wpada w zaspy śnieżne, podróż zostaje przerwana, a w jednym z przedziałów odkryte zostają zwłoki zasztyletowanego podróżnego – amerykańskiego milionera. Z powodu śnieżnej zamieci nie jest możliwe, by morderca zbiegł. Musi nim więc być ktoś z podróżujących tym wagonem. Krąg podejrzanych zawęża się do dwanaściorga pasażerów. Problem w tym, że każdy ma niepodważalne alibi. Twardy orzech do zgryzienia? Nie dla Herkulesa Poirot. Powód sławy tego kryminału tkwi z pewnością w jego zakończeniu (znowu!). Sensacyjnym. Ciekawe, czy znalazł się kiedyś ktoś, komu udało się samodzielnie rozwiązać zagadkę morderstwa w Orient Expressie. Jeśli tak – chapeau bas. 



Dwanaście prac Herkulesa – tym razem będzie to zbiór dwunastu opowiadań, z których każde poświęcone jest odrębnej zagadce kryminalnej. Na zakończenie swojej detektywistycznej kariery Herkules Poirot nosi się z zamiarem rozwiązania dwunastu spraw, które będą miały w jakiś sposób związek z dwunastoma pracami mitycznego imiennika detektywa.  Oczywiście tak jak zadania nałożone na greckiego herosa przekraczały możliwości zwykłego człowieka, tak samo zagadki kryminalne muszą być odpowiednio efektowne. Przyjdzie więc Belgowi schwytać łanię kerynajską, posprzątać stajnię Augiasza, zdobyć pas Hipolity. Ten zbiór opowiadań to nie tylko fajna czytelnicza przygoda dla wielbicieli kryminałów, ale też gratka dla miłośników mitologii greckiej.



Zabójstwo Rogera Acroyda – jedna z popularniejszych powieści Christie. Historię zabójstwa tytułowego Acroyda, a wcześniej niejakiej pani Ferrars, która ponoć zabiła swojego męża, opowiada wiejski lekarz, znajomy ofiar – pan James Sheppard. Śledztwo prowadzi policja, ale pojawia się też pewien tajemniczy śledczy incognito, w którym nikt długo nie rozpoznaje… Niezwykłość tej kryminalnej zagadki tkwi znów w jej rozwiązaniu – tym razem jednak autorka zaskoczyła w inny sposób: łamiąc  konwencje obowiązujące w pewnych schematach związanych z tworzeniem kryminałów, wyprowadziła czytelników w pole. Nikt bowiem nie spodziewałby się, że Christie zastosuje taki wybieg… Tego się bowiem nie robiło. Christie przepłaciła ten pisarski zabieg wyrzuceniem z prestiżowego klubu zrzeszającego twórców literatury detektywistycznej. 



Dom zbrodni – to powieść, która z kolei należy do ulubionych kryminałów samej autorki i której pisanie dało autorce najwięcej przyjemności. I choćby z tego powodu warto ją przeczytać. Wprawdzie autor często nie jest najlepszym sędzią własnego dzieła, to w tym konkretnym przypadku pisarka się jednak nie pomyliła. „Dom zbrodni” to powieściowy dowód na to, że każdy jest zdolny do zbrodni. Każdy bez wyjątku. I jak w przypadku innych kryminałów Christie niebagatelne znaczenie dla popularności powieści ma jej zakończenie – zdumiewające, szokujące, zastanawiające pod względem moralnym. Tym razem Herkules Poirot musi rozwiązać tajemnicę otrucia greckiego milionera – Leonidasa. I jak u Christie bywa, znów mamy jedno miejsce zbrodni z zamkniętym kręgiem podejrzanych: młodą wdową, chciwą rodziną i wścibską wnuczką.



Niespodziewany gość – to akurat sztuka teatralna, która wyszła spod pióra Christie, ale można ją również przeczytać w formie powieści, bo na takową została zaadaptowana przez Charlesa Osborne’a.  Niejaki Michael Starkwedder wpada samochodem do rowu i pomocy szuka u mieszkańców położonej na odludziu rezydencji. Przekraczając próg domu, znajduje piękną kobietę z pistoletem w dłoni nad ciałem męża. Wbrew zdrowemu rozsądkowi decyduje się pomóc kobiecie uniknąć odpowiedzialności za zbrodnię. Ale czy faktycznie to ona stoi za zabójstwem? Kto tutaj faktycznie pociąga za sznurki? Rzecz fantastycznie rozpisana na nietuzinkowych bohaterów, a cały urok leży w trzymających w napięciu relacjach między mieszkańcami rezydencji … I przybyszem. Świetna rozrywka na jeden wieczór. I jak zwykle – niebanalne rozwiązanie.



Morderstwo w Boże Narodzenie – nie ma w tej historii ani krzty z radosnej atmosfery świątecznej. Jest za to z finezją utkana zagadka kryminalna. Jest zamknięta przestrzeń i zamknięty krąg podejrzanych – wszystko to, co stanowi znak rozpoznawczy kryminałów autorki. Zbliża się Boże Narodzenie. Z tej okazji senior rodu – odpychający bogacz Siemeon Lee – zaprasza do swej rezydencji najbliższych krewnych, niektórych bardzo dawno niewidzianych. W niewybredny sposób zabawia się potem ich kosztem. Kiedy więc ginie, każdy z zebranych ma swoje powody, by chcieć śmierci zrzędliwego starca. Każdemu też zależy na fortunie ojca. Herkules Poirot staje przed rozwiązaniem naprawdę trudnej zagadki – członkowie rodu będę kluczyć, stwarzać sobie fałszywe alibi, a niektórzy nawet tożsamość będę mieć fałszywą. Z myślą o swym szwagrze, któremu nie odpowiadały anemiczne zbrodnie z innych kryminałów, Christie serwuje tutaj solidną, krwawą zbrodnię. Ale też bardziej niż w innych powieściach zarysowane jest tutaj tło obyczajowe i jest rzeczą ciekawą przyjrzeć się tym staroświeckim konwenansom panujących kiedyś w tak zwanych wyższych sferach.



Trudno wybrać te kilka najlepszych kryminałów pióra Agaty Christie. Napisała ich w końcu kilkadziesiąt. Przepraszamy też z góry wszystkich wielbicieli panny Marple, że żadna historia z jej udziałem nie znalazła się w tym zestawieniu.

Jakie powieści Wy dopisalibyście do tej listy? A może którąś z naszych propozycji wyrzucilibyście w ogóle z tego zestawienia? Jesteśmy ciekawi Waszych ulubionych kryminałów Agaty Christie.





sobota, 26 września 2015

„Endgame. Wezwanie” – James Frey & Nils Johnson-Shelton



James Frey, autor popularnej powieści Milion małych kawałków i założyciel firmy producenckiej CEO Full Fathom Five (odpowiedzialnej za wydanie bestsellerowej powieści Jestem Numerem Cztery), miał wybór – mógł napisać świetną powieść sci-fi, przepełnioną starożytnymi znakami i tajemnicami, lub stworzyć międzynarodowe epickie przedsięwzięcie i zmusić czytelników do odkrycia, gdzie kończy się prawda a zaczyna fikcja. Do swojego projektu zaprosił Nilsa Johnson-Sheltona, autora książek dla młodzieży, i tak oto powstało Endgame.Wezwanie. Książka, jakiej świat nie widział.


ZAGRAJ. PRZETRWAJ. ROZWIĄŻ ZAGADKĘ. LUDU ZIEMI. ROZPOCZYNA SIĘ ENDGAME.


W Ziemię uderza dwanaście meteorytów, siejąc zniszczenie. Dwanaścioro graczy otrzymuje znak, że oto Gra się zaczęła. Są tacy jak Ty, tyle że przez całe życie trenowali. Mają własne lęki i słabości, zwycięstwa i porażki, wrogów i wielkie miłości, ale teraz muszą pokonać rywali. Ich zadaniem będzie zdobycie trzech kluczy, nagrodą natomiast ocalenie krewnych przed wielką katastrofą. Od samego początku wiedzą, że są Graczami, nie wiedzą jednak, w co grają oraz jak grać, by wygrać. Wiedzą jedynie, że pochodzą od starożytnych ludów, namiestników ludzkości, a Gra została stworzona przez Stwórców. Rozpocznie się, kiedy Stwórcy uznają to za konieczne – na przykład, kiedy będziemy na granicy doprowadzenia Ziemi do ruiny. Rozpocznie się teraz albo nigdy. Nie, Endgame już się rozpoczęło.


Jesteście zaintrygowani? Bardzo słusznie.

wtorek, 22 września 2015

PRZEDPREMIEROWO: „Klucze” - Adam Lang



Ponoć Adam Lang, zabierając się do pisania swojej debiutanckiej powieści, miał dwie możliwości zasugerowane mu przez nauczycielkę języka polskiego: albo pisać szczerze do bólu, albo całkowicie zmyślać. Ponoć posłuchał rady polonistki. Pytanie tylko, którą z dróg obrał: postawił na szczerość czy całkowite zmyślenie? A może jednak połączył jedno z drugim? Nie jest to w końcu niemożliwe. Książka zapowiadana jest jako pierwsza tak otwarta (czytaj: szczera?) powieść o współczesnej młodzieży, pisana z perspektywy nastolatka – Adama Langa (zbieżność nazwisk przypadkowa? ;) ).


Adam Lang to główny bohater i zarazem narrator powieści. Poznajemy go u progu dorosłości, jest w ostatniej klasie liceum. Napisanie, że to typowy bohater, mijałoby się jednak z prawdą. Owszem – problemy ma takie, jak większość nastolatków, a obracają się one wokół domu, szkoły i dziewczyn. Sorry – drobna korekta: dziewczyn na pierwszym miejscu. Życie Adama nie jest wbrew pozorom kolorowe: porzucenie przez ojca i pewien wypadek z dzieciństwa odcisnęły swoje piętno na tym, jakim stał się chłopakiem. Przez trzy czwarte powieści zaciskałam zęby ze złości – gdyby był realnie w pobliżu, pewnie dostałby w zęby. Co za irytujący typek! Pozbawiony skrupułów, cyniczny gnojek, bawiący się uczuciami innych, a dziewczyn traktujący przedmiotowo. Zero empatii. Inteligencja emocjonalna na poziomie bezkręgowców. Ile razy myślałam sobie: gdybym go miała wśród znajomych na fejsbuku – wyrzuciłabym ze znajomych, numer telefonu skasowałabym, gdyby chodził do mojej klasy, trzymałabym się jak najdalej od niego. Choć mogłoby być to trudne – Lang ma bowiem w sobie to coś, co działa jak magnes, co powoduje, że dziewczyny lgną do niego. Przy całym swym odrzucającym charakterze jest jednak niezwykle inteligentnym, błyskotliwym facetem, którego ironiczne komentarze i ironiczny stosunek do rzeczywistości przejawiający się choćby w sposobie mówienia o niej – bardzo mi się podobał. Niekiedy musiałam się też zastanowić nad tym, czy mój poziom irytacji spowodowany jest tym, że bohater tak bezpardonowo „przywala prosto z mostu”, czy raczej tym, że celnie punktuje nas – dziewczyny, i że rzeczywiście jego obserwacje (choć przykre dla nas) niestety czasami okazują się trafne. Jak się przyjrzeć niektórym koleżankom – niestety niekiedy tak jest.

niedziela, 20 września 2015

„Księga matematycznych tajemnic” - Ian Steward



To będzie pierwsza taka recenzja na blogu - recenzja na dwa głosy. „Księdze matematycznych tajemnic” przyjrzały się bowiem dwie osoby o zupełnie różnym spojrzeniu na matematykę i różnym stosunku do niej: ścisłowiec miłujący liczby i humanista zakochany w słowach, na co dzień nauczycielki matematyki i języka polskiego w naszej szkole.  Co wyszło z konfrontacji tych dwóch punktów widzenia?

Okiem ścisłowca: jestem matematykiem i miłośniczką kryminałów – umysłem ścisłym - i pisanie jakichkolwiek opinii zawsze wiąże się u mnie z brakiem weny i lekkim niepokojem w sercu, więc ograniczę się do iście ścisłego raportu z  najważniejszych faktów na temat książki. Będzie krótko, ale jak to w przypadku umysłów ścisłych – konkretnie: ;)

- książka z pewnością jest dla wszystkich: i dla miłośników matematyki, i dla tych, którzy dopiero chcieliby zapałać  miłością do Tej Najważniejszej Królowej Nauk;

- miłośników klasyki kryminału może drażnić (trochę mnie drażniło) zbyt duże i częste nawiązywanie do słynnego Sherlocka Holmesa i jego przyjaciela, ale autor  już na samym początku tłumaczy się z tego,  że to celowe i mniej drażni czytelnika, kiedy się o tym pamięta;

- większość zagadek bez problemu każdy powinien rozwiązać, jeśli choć trochę uważnie wczyta się  w tekst opowiadania;

- jeśli z lenistwa lub braku pomysłu czytelnik nie może samodzielnie rozwiązać zagadki, zawsze może przejść do odpowiedzi, które (i tu uwaga, bo to jest fajne) są dalszą częścią opowieści ze szczegółowymi wyjaśnieniami (a nie jak w klasycznych zbiorach, ćwiczeniach matematycznych, gdzie podaje się w odpowiedziach sam wynik) – tu czytelnik ma szansę zrozumieć problem bądź zmierzyć się ze swoimi pomysłami;

No cóż, to chyba tyle – jak to się mówi „wszystko kwestią gustu”, ale książkę naprawdę można poczytać z przyjemnością!

Okiem humanisty: każdy ma jakąś piętę Achillesa. Moją od zawsze jest matematyka. Świat słów jest mi bliższy niż świat liczb, jak pewnie wielu humanistom. Niewątpliwie dlatego do „Księgi matematycznych tajemnic” podchodziłam jak pies do jeża. Z wielką obawą. I przyznaję – nad wieloma zagadkami musiałam się nieźle nagłówkować (wiele matematycznych zagadnień gdzieś mi już umknęło – to tak na usprawiedliwienie ;) ), ale były takie, które ku własnej satysfakcji rozwiązałam dość szybko.  Podoba mi się forma tej książki: matematyczne łamigłówki i sztuczki przeplatane są z różnorodnymi ciekawostkami i – co dla mnie najfajniejsze – wiele zagadek matematycznych przedstawionych jest w postaci śledztwa niezawodnej pary matematycznych detektywów: Hemlocka Soamesa i jego pomocnika – doktora Johna Watsupa. Tak, tak – skojarzenia ze słynnym detektywem i jego przyjacielem z Baker Street 221B są jak najbardziej zasadne. I właśnie te zagadki z rozdziałów oznaczonych symbolem lupy sprawiły mi najwięcej przyjemności. Pewnie dlatego, że miały formę opowiadania. Nawet sobie pomyślałam, że być może bardziej pokochałabym w szkole matematykę, gdyby zagadnienia matematyczne były mi przedstawiana w formie zagadek detektywistycznych. :) Myślę natomiast, że szczególnie osobom zainteresowanym naukami ścisłymi ta książka da przyjemne zajęcie rozwiązywania niebanalnych problemów.

Jeśli zatem jesteście ciekawi, jak określić wysokość drzewa, wykorzystując do pomiarów tylko własne ciało,  poznać zagadkę klucza gęsi czy dowiedzieć się, dlaczego urodziny są zdrowe – bez wahania zajrzyjcie do „Księgi matematycznych tajemnic” , bo to pozycja, w której udało się połączyć dobrą zabawę z gimnastyką dla szarych komórek.

Polecamy.

Pani Justyna i pani eM

PS Pani Justyno, dziękujemy, że zechciała Pani poświęcić swój czas i pochylić się nad książką mimo stert zalegających kartkówek i zadań domowych :)



Ian Steward, Księga matematycznych tajemnic, Wydawnictwo Literackie, 2015, stron: 372



Książkę do recenzji przekazało nam


wtorek, 15 września 2015

„Zagadka salamandry” & „Zagadka zegara maltańskiego” – Jørn Lier Horst



Jørn Lier Horst pojawiał się już na naszym blogu w recenzjach kryminałów adresowanych do dorosłego czytelnika. Odsyłamy do recenzji „Psów gończych” i „Poza sezonem”. Tymczasem ten norweski autor ma też na swoim koncie kryminały adresowane do młodzieży, rzekłabym nawet, że do tej młodszej młodzieży. Na polskim rynku ukazały się właśnie dwa pierwsze tomy serii CLUE – minipowieści kryminalnych dla młodych czytelników: „Zagadka salamandry” i Zagadka zegara maltańskiego”.


CLUE – to angielskie słowo oznaczające trop prowadzący do rozwiązania zagadki. CLUE to też imiona głównych bohaterów całej serii: Cecilia – mieszka z ojcem w pensjonacie „Perła” w Zatoce Okrętów i po tajemniczej śmierci matki pomaga w jego prowadzeniu; Leo – nowy mieszkaniec Zatoki, jego matka pomaga w prowadzeniu pensjonatu; Une – mieszkanka Zatoki, koleżanka obojga; Ego – pies Une, ponoć potomek psa policyjnego, z pewnością stworzenie o rozbuchanym ego.

niedziela, 13 września 2015

SOCIAL MEDIA BOOK TAG


Zdjęcie stąd
   Twitter: twoja ulubiona krótka książka
Julia: „Charlie” jest bardzo krótką książką, która ujęła mnie swoją subtelnością, w dodatku całość stanowi zbiór listów, które pogrążony w depresji główny bohater pisze do swojego przyjaciela. Możliwe, że byłam zafascynowana ekranizacją, którą oglądałam przed książką, jednak powieść Chbowsky’ego nadal wydaje mi się słusznym wyborem.

Dana: Granica miedzy krótką a długą książką jest bardzo elastyczna, ja uznaję za krótkie powieści te poniżej 300 stron.  Nie czytam za dużo takich książek, więc wybór był prosty, zdecydowanie moją ulubioną książką poniżej tego pułapu jest „Dawca” (261 stron) Świetnie wykreowany, dystopijny świat przypadł mi do gustu i wrył się w pamięć.


Facebook: książka, którą każdy czytał i poczułeś presję, by też ją przeczytać
Julia: „Szklany tron” jest wszędzie. Wydaje mi się, że to taka książka, którą przeczytał niemal każdy i zebrała same pozytywne recenzje. Jako antyfan fantastyki zgodziłam się ją przeczytać i, szczerze mówiąc, nie żałuję. Co więcej, pewnie sięgnę po następne tomy!
Dana: Właściwie nie mam takich książek, to zawsze ja pierwsza czytałam daną pozycje i „zmuszałam” każdego do przeczytania jej. Przypominam sobie tylko jeden taki przypadek, a mianowicie „Gwiazd naszych wina” pierwsza czytała ją moja przyjaciółka i tak długo ją zachwalała, aż ją przeczytałam. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że tego nie żałuję.


Tumblr: książka, którą przeczytałeś, zanim to było popularne
Julia: „Niezbędnik obserwatorów gwiazd”, czyli pierwszą wydaną w Polsce powieść słynnego obecnie Matthew Quicka, przeczytałam na samym początku, czyli wtedy, kiedy była jeszcze w starej okładce. Jakiś rok później wydawnictwo zdecydowało się wydać jego pozostałe książki, a także zmienić szatę graficzną serii, i zapanował istny szał.
Dana: Miałam przyjemność czytać „Igrzyska śmierci” przed tym, jak książka stała się „sławna”, w roku jej wydania. Mogłam sama wyobrazić sobie bohaterów i ich otoczenie.


MySpace: książka, którą nie pamiętasz, czy ci się podobała, czy nie
Julia: Niestety, nic nie przychodzi mi do głowy! Należę do tej grupy czytelników, którzy zawsze wiedzą, co czytają, pamiętają, co czytali, i mają świadomość, czy dana powieść im się podobała czy nie.
Dana: Podobało mi się „Powód by oddychać” czy nie podobała, oto jest pytanie. O ile pamiętam drugi i trzeci tom serii „Oddechy”, pierwszego nie mogę sobie przypomnieć. Znajomi twierdzą: „Tak, Dana przecież zachwalałaś mi tę książkę”;  pamięć podpowiada liczne mankamenty i zgrzyty w powieści. Tak więc jedynym wyjściem jest ponowna lektura.


Instagram: książka, która była tak ładna, że musiałeś zrobić jej zdjęcie
Julia: Trylogia Leonarda Patrignani „Wszechświaty” ma wprost zapierające dech w piersiach okładki. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Szkoda jedynie, że treść nie jest równie wspaniała.
Dana: Wstyd się przyznać, ale kupiłam „Futu.re” tylko przez wpadającą w oko okładkę, nie przeczytałam nawet opisu. Nie żałuję w żadnym przypadku. Książka nie okazała się tym, czego się spodziewałam, ale przerosła moje najśmielsze oczekiwania.


YouTube: książka, której ekranizację chciałbyś zobaczyć
Julia: „Czas żniw” – koniecznie! Chciałabym zobaczyć ekranizację tej książki z ujmującymi, intrygującymi i umiejętnie dobranymi aktorami oraz w mrocznych, stalowych barwach. Chciałabym, żeby potraktowano tę powieść poważnie i zrobiono z niej dobry i trzymający w napięciu film, a nie jedynie marną ekranizację Young Adult, skierowaną głównie do nastolatków.
Dana: Przywołam moją ulubioną książkę z dzieciństwa „Zwiadowców”.  Mam ogromną nadzieję na ekranizację i ożywienie moich ukochanych Zwiadowców i ich przyjaciół. Szczerze mówiąc, równocześnie się boję, że nie okaże się równie dobra co powieść.


GoodReads: książka, którą polecasz wszystkim
Julia: Jest kilka takich książek, ale pierwszą książką, o której zawsze wspominam, jest „Złodziejka książek”. Jestem przekonana, że ta piękna, niebanalna i wielowymiarowa powieść trafi do wszystkich, niezależnie od wieku czy płci.
Dana: Polecam każdą książkę, która mi się podobała, każdej napotkanej osobie. Większość osób uważa za niezwykle irytujący mój zwyczaj streszczania fabuły tych książek. Myślę, że jedną z powieści „rekordzistek” w ilości osób, którym ją poleciłam, jest „Gildia Magów”. Fantastyka w najlepszej odsłonie, pełna trafnych myśli. 


czwartek, 10 września 2015

„Cinder” (księga I Sagi księżycowej) - Marissa Meyer



Po IV wojnie światowej Ziemia praktycznie przestała istnieć. Ludzie, którzy przeżyli odbudowali zniszczone tereny, tworząc zupełnie nową cywilizację, ustanawiając przy tym pakt pokoju, by nie doprowadzić do kolejnej inwazji. Cinder to mieszkanka Nowego Pekinu, który został zdziesiątkowany przez zarazę. Jako dziewczyna-cyborg jest obywatelką drugiej kategorii, do tego zmaga się ze swoją okrutną macochą i jej córkami. Pewnego dnia na jej drodze staje przystojny książę Kai, który zapoczątkuje ogromne zmiany w jej nastoletnim życiu.

Adaptacja klasycznej baśni o Kopciuszku z nutką futurystycznego science-fiction została napisana przez Marissę Meyer. A Meyer świetnie bawi się konwencją baśni. Znajdziemy tutaj motywy znane z samej baśni, czyli na przykład pamiętny bal. Tylko czy nasz Kopciuszek z przyszłości również zgubi pantofelek? Mieszkająca w Tacoma, wraz z mężem, Meyer to fanka dziwactw i abstrakcji. Saga księżycowa to połączenie tych upodobań, dzięki którym klasyczna historia w nowej odsłonie zasłynęła ponownie i pięła się na liście bestsellerów coraz wyżej. Meyer pisze łatwo, zdania w większości są rozbudowane i bogate o szczegóły. Tekst jest zrozumiały, a jego treść przejrzysta i bezgranicznie wciągająca czytelnika w powojenny świat. Fabuła książki jest niepowtarzalna i niebanalna, mimo że oparta na klasycznej baśni. Dzięki temu czytelnik może się bawić w doszukiwanie podobieństw, porównywania.