George R. R. Martin jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych twórców fantasy ostatnich dziesięcioleci. Jego najsłynniejsza to nieukończona (nienapisane są dwa ostatnie tomy) seria „Pieśń lodu i ognia”. Na jej podstawie powstał jeden z najpopularniejszych seriali wszech czasów, z wielkimi sławami w rolach głównych, wielomilionową publicznością i rekordową liczbą nagród. Dla czytelników „Pieśni lodu i ognia”, w tym dla mnie, taka popularność serialu nie jest żadnym zaskoczeniem. Książki po prostu są zbyt dobre, żeby na ich podstawie (z dobrym odwzorowaniem fabuły) powstał gniot.
George R. R. Martin jest pisarzem jedynym w swoim rodzaju, jego książki są napisane w unikatowy i wyróżniający się sposób. Są pełne treści, wypełnione dziesiątkami wątków i setkami postaci. By czytać jego teksty, trzeba się w pełni poświęcić i skupić. Dopiero gdy wejdzie się w skomplikowany świat, pozna historię wiele pokoleń wstecz, zapamięta skomplikowane powiązania rodzinne i zrozumie zasady panujące w uniwersum, czytanie staje się proste. Takie skomplikowanie ma swój urok, który uwielbiam. Z przyjemnością czytałam kolejne grube tomy „Pieśni lodu i ognia”, czekałam na wyjaśnienie wszystkich wątków. Przeżyłam wielki zawód, kiedy dowiedziałam się, że seria nie jest skończona i nie wiadomo, kiedy będzie. Nie chciałam opuszczać tego pełnego magii świata. Z pomocą przyszła mała książeczka (w porównaniu do innych dzieł Martina) – „Rycerz Siedmiu Królestw”, z trzema opowiadaniami w środku.
Do czytania podeszłam trochę niepewna tego, co dostanę. „Pieśń lodu i ognia” była cudowna i niezwykle trudno byłoby odtworzyć ten sam niepowtarzalny charakter z innymi bohaterami. Na szczęście moje obawy okazały się płonne i „Rycerz Siedmiu Królestw” utrzymał poziom, równocześnie wnosząc nowości. Był czymś więcej niż tylko dodatkiem objaśniającym historię.
Akcja rozpoczyna się około stu lat (według moich obliczeń) przed akcją pierwszego tomu „Pieśni lodu i ognia”. To dostatecznie dużo, żeby klimat panujący w świecie był zupełnie inny. W „Rycerzy Siedmiu Królestw” panuje pokój, ludzie nie boją się o swoje życie, rycerstwo kwitnie i organizowanych jest wiele turniejów rycerskich. Nad całym królestwem rozciąga się władza Targaryenów, potężnych i licznych jak nigdy.
Główni bohaterowie opowiadań to Jajo i Dunk – wędrowny rycerz z giermkiem. Z punktu widzenia czytelnika zaczynającego „Rycerza Siedmiu Królestw” to zwykli prostaczkowie, rycerz zamiast być mądry i piękny, jest głupi i wysoki, a giermek nieposłuszny. Ich życie skrywa więcej sekretów, niż można przypuszczać. Jajo okazuje się być księciem z rodu Targaryenów, na tyle odległym w sukcesji do tronu, że ojciec pozwolił mu w tajemnicy giermkować u ser Dunka. Jako czwarty syn czwartego syna Jajo naprawdę miał nikłą szansę na koronę i Żelazny Tron. Wraz z biegiem lat i dziesiątków zbiegów okoliczności niemożliwe stało się prawdopodobne, aż Jajo został królem Westeros – Aegonem V Niespodziewanym. Dunk z kolei zostanie zapamiętany jako ser Duncan Wysoki – Lord Dowódca Gwardii Królewskiej.
To jednak stało się dziesięciolecia po zakończeniu akcji książki. W „Rycerzu Siedmiu Królestw” nie ma wielkiej polityki, to po prostu spis przygód młodego rycerza i jego niesfornego giermka. Klimat jest nieporównywalnie lżejszy niż w „Pieśni lodu i ognia”, krwi i bólu też jest dużo mniej. Książka urzeka rycerskimi turniejami i małymi potyczkami, omijając z daleka wielkie wydarzenia. Taka prostota ma wielki urok w skomplikowanym świecie, którego nie znalazłam w żadnej innej książce.
Każde z trzech opowiadań przedstawiało zupełnie inną historię, więc fabuła siłą rzeczy nie mogła być skomplikowana. I taka nie była. Miejscami irytowała mnie jej płytkość, ale nie na tyle, by uprzykrzyć czytanie. Jak dla mnie lepiej byłoby, gdyby opowiadania były ze sobą połączone czymś więcej niż głównymi bohaterami i światem. To stworzyłoby trochę głębszą historię.
To jednak był jeden mały zgrzyt w morzu pozytywnych cech. Na największą pochwałę zasługują bohaterowie. Dunk i Jajo byli po prostu przykładem idealnie wykreowanego bohatera książkowego. Mieli swoje przywary, złe humorki, ale też cechy godne królów. Postacie poboczne bladły przy nich, widać było, że stanowią tylko tło dla nich. Właśnie takiego wywyższenie głównych bohaterów brakowało mi w „Pieśni lodu i ognia”.
„Rycerza Siedmiu królestw” polecam nie tylko czytelnikom „Pieśni lodu i ognia”, przywiązanym do niezwykłego uniwersum. Ta powieść jest czymś więcej niż tylko prequelem. Czyta się ją szybko i przyjemnie. Bohaterowie przyciągają swoją świetną kreacją i urokiem osobistym. Fabuła nie wymaga większego skupienia, ale równocześnie jest dopracowana. Ta powieść ma po prostu wszystkie cechy dobrej książki. Fakt, że jej akcja osadzona jest w uniwersum mojej ulubionej serii fantasy tylko potęgował dobre wrażenie.
Dana
George R. R. Martin, Rycerz Siedmiu Królestw, Wydawnictwo Zysk i S-ka, 2014, stron: 357
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz