sobota, 10 października 2015

„Światło, którego nie widać” – Anthony Doerr



Jaki szczególny dramat niesie w sobie wojna – zdają się dobrze wiedzieć pisarze. Kiedy szkoła koncentruje się na ogromie zniszczeń czy ilości przebytych bitew, autorzy kochają pisać historie dotyczące tragicznego losu pojedynczych osób i o wszystkich troskach, które ich spotkały. Najwspanialsze powieści niosą w sobie wielkie i ponadczasowe przesłanie, które jeszcze wyraźniej będzie widoczne na tle wojennego dramatu. W końcu w literaturze utarł się koncept pisania o wojnie jako o normalnym, aczkolwiek przerwanym gwałtownie i brutalnie, życiu normalnego człowieka, a co za tym idzie, wszystkich jego wzlotach i upadkach, zawodach i wielkich miłościach. Szczególnie to ostatnie wydaje się najbardziej melodramatyczne, co po części jest zrozumiałe – namiętne uczucie stłamszone przez wolę przeżycia – ale wydaje mi się, że niekiedy autorzy zapominają, że nie potrzebujemy wzruszająco nieszczęśliwej historii miłosnej, żeby poczuć tragedię wojny. Nagrodzona Pulitzerem powieść Anthonego Doerra opowiada o życiu dwojga młodych ludzi w czasie II wojny światowej, jednak robi to w subtelny i całkowicie niewymuszony sposób.


Paryż, lata 30. XX wieku: młodziutka Marie-Laure mieszka wraz z samotnie wychowującym ją ojcem. Niespodziewanie jej wzrok pogarsza się, aż w końcu całkowicie zanika. Dziewczyna zmuszona jest poznać zarówno miasto, jak i otaczający ją świat za pomocą pozostałych zmysłów. Kiedy w Paryżu pojawiają się pogłoski o zbliżającej się wojnie, Maurie-Laure ucieka z ojcem na wybrzeże Bretanii, do rodzinnego Saint-Malo.


W tym samym czasie kilkunastoletni niemiecki chłopiec Werner, o włosach jaśniejszych niż włosy przeciętego Aryjczyka, trafia do elitarnej szkoły dla chłopców, w której szkoli się przyszłych żołnierzy Wehrmachtu. Zostawiając bliskich, Werner musi podjąć decyzję, czy woli służyć ojczyźnie i znaleźć się po zwycięskiej stronie, czy postępować zgodnie z sercem i skazać się na niełaskę…


Wybuch wojny to spektakularne wydarzenie, choć ogłoszone tą samą drogą co wszystkie inne błahe informacje – przez radio – to jednak pamiętne dla wszystkich, którzy je przeżyli. Wojna wywraca poukładane życie wielu ludzi, każąc im podejmować decyzje, na które na co dzień by się nie zdecydowali. W przypadku głównej bohaterki – Marie-Laure – i jej ojca, była to przeprowadzka do odległego miasta. Nawet jeśli w Saint-Malo nie pojawią się  Niemcy, sytuacja dziewczyny jest i tak utrudniona: wyuczona na pamięć wszystkich ulic Paryża będzie musiała poświęcić wiele czasu, żeby równie dokładnie poznać nowe miasto. Ślepota jest przygnębiającą chorobą, szczególnie dla osób, które nie chorują na nią od urodzenia, ponieważ niewidomy człowiek wydaje się być wyjątkowo bezbronny, obdarty praktycznie ze wszystkiego. Tym gorzej dla bohaterki, ponieważ  z jednej strony pamięta to uczucie, kiedy jeszcze widziała doskonale, co ma przed oczami, a z drugiej czy będzie w stanie uciec przed bombami spadającymi na miasto?


Pomimo dramatycznej sytuacji – nie okraszonej żadną nieszczęśliwą miłością – Marie-Laurie, Anthony Doerr przedstawia jej życie, skupiając się głównie na problemach wynikających z bycia niewidomym. Opisuje życie młodej, dorastającej dziewczyny, która chciałaby robić wszystkie rzeczy, na której miałaby ochotę, jednak przywilej ten został jej brutalnie odebrany. Chciałaby podziwiać świat, chociażby najbliższą okolicę, jednak chore oczy i niebezpieczeństwo czające się na ulicy nie pozwalają jej na to. Chciałaby również przeczytać wszystkie dostępne książki, jednak rodzina jest za biedna. Dramat Mrie-Laurie opiera się głównie na małych rzeczach, których zazwyczaj nie doceniamy, dopóki ich nie stracimy.


Z drugiej strony autor kreuje postać Wernera, niemieckiego chłopca z domu dziecka, który niespodziewanie zostaje wysłany do prestiżowej i surowej szkoły, by szkolić się na przyszłą dumę narodową. W jego głowie pozostają jednak słowa siostry, która wyraża swą wątpliwość w moralność postępowania Niemców, a wątpliwość ta zmusi do myślenia również Wernera. „Czy należy coś robić tylko dlatego, że inni coś robią?”. Werner, chłopiec-elektryk, potrafiący naprawić każde radio i bezbłędnie zbudować silnik, posiada marne predyspozycje na żołnierza, jednak jest nadzieją Wehrmachtu w namierzaniu wrogich transmisji radiowych. Chociaż odstrasza go przemoc, a widok poniżanych przyjaciół zasiewa w nim chęć buntu, chłopiec musi kroczyć wybraną drogą, chociażby po to, żeby spełnić marzenia, kształcić się dodatkowo i poszerzać zainteresowania. Chociaż sytuacja Marie-Laure wydaje się pozornie groźniejsza i trudniejsza, to jednak bardziej przejmowały mnie losy młodego Wernera, który musiał zdecydować, po której stronie stanąć i ile jest w stanie poświęcić.


Światło, którego nie widać” to nie tylko historia młodych ludzi naznaczonych dramatem wojny, ale również wspaniały obraz ówczesnej Francji. Anthony Doerr, z wykształcenia historyk, zagłębia się i w kamienne, pachnące ziołami uliczki, i w mentalność ludzi, w których była chęć toczenia prywatnej wojny z okupantem i buntu przeciwko niesprawiedliwości. Za dwojgiem wspaniale nakreślonych postaci znajdziemy drugoplanowych bohaterów, całą paletę osobowości. Podoba mi się, że autor kreuje postacie dokładnie w sposób, który chce – to znaczy, że jako czytelnicy możemy mieć fałszywe poczucie o ich moralności,  aż do momentu, w którym Doerr ukazuje ich prawdziwe oblicze, serwując tym samym spore zaskoczenie.


„Światło, którego nie widać” to w mojej opinii jak najbardziej zasłużony Pulitzer (choć nie mam porównania), ponieważ niezwykle barwna historia na temat, który został już przedstawiony przez wielu, została napisana w niewymuszony sposób. Marie-Laure i Werner to bohaterowie, z którymi ciężko się nie utożsamić i nie kibicować im do samego końca. Przedstawienie w urzekający sposób Saint-Malo sprawia, że chcielibyśmy przenieść się choćby na chwilę do tego miasta i zaczerpnąć tchu, zanim spadną na nie bomby i zrujnują wszystko doszczętnie. W końcu wojna w tej powieści jest przedstawiona jako część historii, która dotknęła w równy sposób wszystkich ludzi, bez względu na to, po której stronie walczyli. Zdecydowanie polecam.

Julia
Anthony Doerr, Światło, którego nie widać, Wydawnictwo Czarna Owca, 2015, stron: 638


Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz