sobota, 6 czerwca 2015

„Służące” – Kathryn Stockett



Jackson, Missisipi (czyli jeden z najbardziej rasistowskich stanów w USA), lata 60. ubiegłego wieku. Trzy kobiety i jedno pozornie poukładane miasteczko  w Stanach Zjednoczonych. Aibileen to godna szacunku czarna służąca. Doskonale zna się na swojej pracy i właśnie wychowuje siedemnaste dziecko u białej pani. Zmienia pracę, gdy tylko wychowanek zacznie rozróżniać kolory, a to nieuniknione. Minny to najbardziej wyszczekana kobieta w Jackson. Nigdy nie daje sobą pomiatać. Jako służąca za swoje odzywki traci pracę za pracą i nie inaczej stało się teraz. Jej ostatnia najemniczka zdążyła rozgadać całemu miastu, jak złą służącą jest Minny i upewniła się, że kobieta nie dostanie pracy u żadnej z pań. Skeeter właśnie wróciła ze studiów i uzyskała dyplom, ale męża nadal brak. Chciałaby zostać profesjonalną pisarką, ale propozycje nie sypią się jak z rękawa. Gdy tylko poznaje Aibileen, która to przypomina jej dawną piastunkę Costantine, która odeszła w czasie jej pobytu na studiach, Skeeter postanawia opisać życie służących w Jackson. I tak praca tych kobiet zapewni im dożywotnią chwałę lub hańbę i wywróci poukładane Jackson do góry nogami.


Niesamowite, jak ta książka jest przesiąknięta codziennością lat sześćdziesiątych. Koktajlowe sukienki w grochy, kółka brydżowe i wielkie bale charytatywne. To czasy, w których człowiek pierwszy raz stanął na Księżycu, na stołach tryumfowała Coca-Cola, a z telewizorów przemawiał Martin Luther King. Beatlesi, hippisi, pierwsze łącze internetowe i transplantacja serca – to dekada, która w dużej mierze nas ukształtowała. To również czasy buntów, manifestacji, wzniesień, nowych uchwał i dobitnych przemów.


Pomimo szczególności tych czasów opowieść Stockett wcale nie dotyczy ich wspaniałości – choć są one integralną jej częścią. Służące dotyczą trudnego problemu segregacji rasowej, którego punkt kulminacyjny przypada właśnie na te czasy. Wtedy właśnie w głowach ludzi rodziły się pytania dotyczące absurdu świata, w którym funkcjonowali: wyższości białych nad czarnymi. Pomimo że ta druga grupa społeczna jeszcze długo była upokarzana i dyskryminowana, pod koniec lat 60. segregacja społeczna została oficjalnie zniesiona. Stockett przedstawia tę historię  z kilku punktów widzenia: i pokrzywdzonych czarnoskórych służących, i kobiety, która dąży do ukazania ich ciężkiego życia zaślepionemu społeczeństwu, i konserwatywnych przeciwniczek jakichkolwiek zmian. Niemniej jednak w tej książce głos mają kobiety właśnie.


Początkowo byłam mocno zaskoczona, jak prostym językiem posługuje się autorka, ale później doszłam do wniosku, że prostemu językowi ta książka zawdzięcza tak mocny przekaz, jaki posiada. Służące się po prostu pochłania, ponieważ są napisane w całkowicie niewymuszony, lekki i zabawny sposób.

Bohaterki powieści to jej najmocniejsza strona. To świetnie wykreowane, pełnokrwiste i wyraźne postacie. Aibileen, Minny, Skeeter i Celia Foote (której szczerze współczułam przez cały czas) to kobiety z własnymi problemami, borykające się ze śmiercią bliskich, przemocą domową, zawodami miłosnymi czy nieakceptacją. Pomimo że akcja powieści jest umiejscowiona pięćdziesiąt lat wcześniej, jest to w dużej mierze opowieść uniwersalna. W natłoku wątków autorce nie da się zarzucić jakiegokolwiek niedopracowania, bo wszystko poprowadzone jest po mistrzowsku.

Powieść Służące nadszarpnęła każdą moją strunę wrażliwości i wzruszyła dogłębnie. To słodko-gorzka opowieść o losach pokrzywdzonych kobiet, wzlotach i upadkach ludzi chcących zmienić ówczesną politykę i realiach amerykańskiego życia w latach sześćdziesiątych. To przepiękna historia, którą przeczytacie z uśmiechem na ustach i łezką w oku. To pozycja must read, taka którą każdy powinien przeczytać, bo niewątpliwie warto.

Julia
Kathryn Stockett, Służące, wydawnictwo Media Rodzina, 2010, stron: 584

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz