To
moje drugie spotkanie z twórczością tego duńskiego pisarza. Drugie, które
okazało się spotkaniem zajmującym, zaskakującym i niebanalnym. „Kobieta w
klatce” była bardzo dobrym kryminałem, również „Zabójcy bażantów” nie
rozczarowują, mimo dość ryzykownego pomysłu pisarza: już od samego początku
znamy sprawców. Można by pomyśleć, że zabieg to zabójczy dla thrillera, bo jak
tu utrzymywać widza w napięciu, niepewności, gdy od razu na tacy podaje się mu
zabójców? Adler-Olsen wyłamał się z tego
schematycznego założenia literatury sensacyjnej, który każe do samego końca
utrzymywać czytelnika w niepewności co do sprawcy okrutnych czynów. I wcale nie
zaszkodziło to stworzonej przez niego historii. Ciężar mrocznej i niepokojącej
atmosfery został przez niego wpleciony w całą historię w inny sposób. Zatem
spokojnie - znajdziemy w „Zabójcach bażantów” to, co dla thrillera
charakterystyczne - mroczną atmosferę zagrożenia. A w miarę rozwoju wydarzeń
będzie ona tylko gęstnieć.
Carl
Mørck jest szefem Departamentu Q kopenhaskiego wydziału policji – departamentu do
specjalnych poruczeń, zajmującego się nierozwiązanymi sprawami sprzed laty. Pewnego
dnia na biurku Mørcka lądują akta starej, zamkniętej już sprawy zabójstwa
sprzed dwudziestu lat. Dziwi to Mørcka z dwóch powodów: po pierwsze, jak akta
tej sprawy znalazły w jego gabinecie i dlaczego ktoś chce wznowienia sprawy,
skoro sprawca brutalnego zabójstwa dwojga nastolatków odsiaduje już wyrok? Ktoś
jednak podrzuca dowody świadczące o tym, że w zabójstwo sprzed lat zamieszani
są czołowi dygnitarze życia publicznego w Danii. Dodatkowo sugeruje, że to ci
prominenci odpowiedzialni są za kilka innych brutalnych morderstw. A są to
nazwiska z pierwszych stron gazet: Ditlev Pram – właściciel sieci ekskluzywnych
szpitali specjalizujących się w poprawianiu urody, Torsten Florin – dyktator
mody, Ullrik Dybbøl Jansen – giełdowy specjalista. Nieprzyzwoicie bogaci,
wpływowi, bezkarni. I zepsuci.
Mørck
wraz ze swym muzułmańskim asystentem Assadem rozpoczynają śledztwo. Szybko
doświadczają, jak trudnego i niebezpiecznego zadania się podjęli. Wszystko za
sprawą podejrzanych. Pieniądz skutecznie zamyka usta, komu trzeba, a
jednocześnie otwiera te drzwi, które trzeba otworzyć, by kupić sobie spokój i
bezkarność. Już na początku Mørck i Assad są więc na straceńczej pozycji. A
atmosfera zagęszcza się w momencie, gdy osoby mające jakiś związek ze sprawą
zaczynają w dziwnych okolicznościach ginąć.
„Zabójcy
bażantów” to fascynująca historia o złu tkwiącym w człowieku. Mamy tutaj bowiem
historię grupy wpływowych ludzi, których jako nastolatków połączyły nie tylko
pieniądze rodziców i nauka w prestiżowej szkole z internatem, ale nade wszystko
przyjemność czerpana z zadawania cierpień innym. Nie bez powodu kultowym filmem
jest dla nich „Mechaniczna pomarańcza” - oni podobnie jak bohaterowie filmu
Kubricka są zdeprawowani, zafascynowani zabijaniem i niesieniem zniszczenia..
Nie mają skrupułów, nie odczuwają empatii, nie wiedzą, czym jest litość. Z
zadawania bólu czerpią hedonistyczną przyjemność. Dominującą rolę zdaje się
odgrywać jedyna dziewczyna w tej grupie – Kimmie. Po latach to ona staje się
głównym celem zarówno przyjaciół sprzed lat, którzy z jakichś powodów obawiają
się zemsty z jej strony, jak i
śledczych, którzy w niej upatrywać będą cenne źródło informacji dotyczące spraw
sprzed lat. I to tę postać Adler-Olsen wybrał na główny motor napędowy akcji.
Ależ jaka to postać! Naprawdę świetnie napisana – skradła całą historię
pozostałym bohaterom, wybijając się wyraźnie ponad nich. Kimmie to postać
niezwykle wyrazista, niejednoznaczna, schizofreniczna, ale jednak przejmująca.
To karmiąca się nienawiścią i żądna
zemsty za dawne krzywdy kobieta, której nieobliczalność niszczy spokojny sen
dawnym przyjaciołom ze szkoły. To wokół niej koncentruje się cała ta atmosfera
mrocznej tajemnicy i niepokoju. Co takiego skrywa bowiem przeszłość tej
kobiety, że mimo pokaźnych sum na koncie od kilkunastu lat żyje w przebraniu
żebraczki na ulicy? Kto pierwszy wpadnie na jej trop – niebezpieczni
przyjaciele czy śledczy? To są chyba te dwa pytania, które najbardziej
koncentrują uwagę czytelnika, każąc przewracać kolejne kartki powieści.
Adler-Olsen umiejętnie bowiem stopniuje napięcie i stopniowo odkrywa przed
czytelnikami mroczne sekrety bohaterów.
„Zabójcy
bażantów” to książka kapitalna, choć przerażająca w odkrywaniu prawdy o tym,
jaką siłę ma nienawiść i żądza zemsty. I pieniądz. To książka inna, bo
wyłamująca się schematom fabularnym obowiązującym w literaturze sensacyjnej.
Jako tropicielka nietuzinkowych bohaterek literackich (a takich wciąż na
lekarstwo) z radością (nie wiem, czy słowo z radością w kontekście historii i
samej postaci jest tutaj odpowiednie) odkryłam na kartach powieści „Zabójcy
bażantów” taką bohaterkę – niejednoznaczną,
wielowymiarową, tajemniczą. Kimmie dopisuję do swojej listy „Najciekawsze
postacie kobiece w literaturze”. A do lektury „Zabójców bażantów” gorąco
zachęcam, nie tylko dla samej Kimmie - choć i tylko ona stanowi doskonały powód.
pani eM
Jussi
Adler-Olsen, Zabójcy bażantów, słowo/obraz
terytoria, 2011, stron: 432
Za egzemplarz serdecznie dziękujemy wydawnictwu słowo/obraz terytoria.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz