czwartek, 4 czerwca 2015

„Zabójcy bażantów” – Jussi Adler-Olsen



To moje drugie spotkanie z twórczością tego duńskiego pisarza. Drugie, które okazało się spotkaniem zajmującym, zaskakującym i niebanalnym. „Kobieta w klatce” była bardzo dobrym kryminałem, również „Zabójcy bażantów” nie rozczarowują, mimo dość ryzykownego pomysłu pisarza: już od samego początku znamy sprawców. Można by pomyśleć, że zabieg to zabójczy dla thrillera, bo jak tu utrzymywać widza w napięciu, niepewności, gdy od razu na tacy podaje się mu zabójców?  Adler-Olsen wyłamał się z tego schematycznego założenia literatury sensacyjnej, który każe do samego końca utrzymywać czytelnika w niepewności co do sprawcy okrutnych czynów. I wcale nie zaszkodziło to stworzonej przez niego historii. Ciężar mrocznej i niepokojącej atmosfery został przez niego wpleciony w całą historię w inny sposób. Zatem spokojnie - znajdziemy w „Zabójcach bażantów” to, co dla thrillera charakterystyczne - mroczną atmosferę zagrożenia. A w miarę rozwoju wydarzeń będzie ona tylko gęstnieć.

Carl Mørck jest szefem Departamentu Q kopenhaskiego wydziału policji – departamentu do specjalnych poruczeń, zajmującego się nierozwiązanymi sprawami sprzed laty. Pewnego dnia na biurku Mørcka lądują akta starej, zamkniętej już sprawy zabójstwa sprzed dwudziestu lat. Dziwi to Mørcka z dwóch powodów: po pierwsze, jak akta tej sprawy znalazły w jego gabinecie i dlaczego ktoś chce wznowienia sprawy, skoro sprawca brutalnego zabójstwa dwojga nastolatków odsiaduje już wyrok? Ktoś jednak podrzuca dowody świadczące o tym, że w zabójstwo sprzed lat zamieszani są czołowi dygnitarze życia publicznego w Danii. Dodatkowo sugeruje, że to ci prominenci odpowiedzialni są za kilka innych brutalnych morderstw. A są to nazwiska z pierwszych stron gazet: Ditlev Pram – właściciel sieci ekskluzywnych szpitali specjalizujących się w poprawianiu urody, Torsten Florin – dyktator mody, Ullrik Dybbøl Jansen – giełdowy specjalista. Nieprzyzwoicie bogaci, wpływowi, bezkarni. I zepsuci.

Mørck wraz ze swym muzułmańskim asystentem Assadem rozpoczynają śledztwo. Szybko doświadczają, jak trudnego i niebezpiecznego zadania się podjęli. Wszystko za sprawą podejrzanych. Pieniądz skutecznie zamyka usta, komu trzeba, a jednocześnie otwiera te drzwi, które trzeba otworzyć, by kupić sobie spokój i bezkarność. Już na początku Mørck i Assad są więc na straceńczej pozycji. A atmosfera zagęszcza się w momencie, gdy osoby mające jakiś związek ze sprawą zaczynają w dziwnych okolicznościach ginąć.

„Zabójcy bażantów” to fascynująca historia o złu tkwiącym w człowieku. Mamy tutaj bowiem historię grupy wpływowych ludzi, których jako nastolatków połączyły nie tylko pieniądze rodziców i nauka w prestiżowej szkole z internatem, ale nade wszystko przyjemność czerpana z zadawania cierpień innym. Nie bez powodu kultowym filmem jest dla nich „Mechaniczna pomarańcza” - oni podobnie jak bohaterowie filmu Kubricka są zdeprawowani, zafascynowani zabijaniem i niesieniem zniszczenia.. Nie mają skrupułów, nie odczuwają empatii, nie wiedzą, czym jest litość. Z zadawania bólu czerpią hedonistyczną przyjemność. Dominującą rolę zdaje się odgrywać jedyna dziewczyna w tej grupie – Kimmie. Po latach to ona staje się głównym celem zarówno przyjaciół sprzed lat, którzy z jakichś powodów obawiają się  zemsty z jej strony, jak i śledczych, którzy w niej upatrywać będą cenne źródło informacji dotyczące spraw sprzed lat. I to tę postać Adler-Olsen wybrał na główny motor napędowy akcji. Ależ jaka to postać! Naprawdę świetnie napisana – skradła całą historię pozostałym bohaterom, wybijając się wyraźnie ponad nich. Kimmie to postać niezwykle wyrazista, niejednoznaczna, schizofreniczna, ale jednak przejmująca. To karmiąca się nienawiścią i  żądna zemsty za dawne krzywdy kobieta, której nieobliczalność niszczy spokojny sen dawnym przyjaciołom ze szkoły. To wokół niej koncentruje się cała ta atmosfera mrocznej tajemnicy i niepokoju. Co takiego skrywa bowiem przeszłość tej kobiety, że mimo pokaźnych sum na koncie od kilkunastu lat żyje w przebraniu żebraczki na ulicy? Kto pierwszy wpadnie na jej trop – niebezpieczni przyjaciele czy śledczy? To są chyba te dwa pytania, które najbardziej koncentrują uwagę czytelnika, każąc przewracać kolejne kartki powieści. Adler-Olsen umiejętnie bowiem stopniuje napięcie i stopniowo odkrywa przed czytelnikami mroczne sekrety bohaterów.

„Zabójcy bażantów” to książka kapitalna, choć przerażająca w odkrywaniu prawdy o tym, jaką siłę ma nienawiść i żądza zemsty. I pieniądz. To książka inna, bo wyłamująca się schematom fabularnym obowiązującym w literaturze sensacyjnej. Jako tropicielka nietuzinkowych bohaterek literackich (a takich wciąż na lekarstwo) z radością (nie wiem, czy słowo z radością w kontekście historii i samej postaci jest tutaj odpowiednie) odkryłam na kartach powieści „Zabójcy bażantów”  taką bohaterkę – niejednoznaczną, wielowymiarową, tajemniczą. Kimmie dopisuję do swojej listy „Najciekawsze postacie kobiece w literaturze”. A do lektury „Zabójców bażantów” gorąco zachęcam, nie tylko dla samej Kimmie - choć i tylko ona stanowi doskonały powód.
pani eM

Jussi Adler-Olsen, Zabójcy bażantów, słowo/obraz terytoria, 2011, stron: 432

Za egzemplarz serdecznie dziękujemy wydawnictwu słowo/obraz terytoria.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz