Przed
przeczytaniem tej powieści czułam irracjonalne zniechęcenie zombie. Temat żywych trupów zabijających ludzi nigdy
mnie nie ciekawił. W większości tego typu powieściach jest widoczny ten sam
schemat: wybuch epidemii, ucieczka, śmierć lub ratunek. Odgrywają w nich główną
rolę wydarzenia, nie emocje, więcej dowiemy się o zabijaniu nieumarłych, niż o
odczuciach bohaterów. Taki urok książek typowo przygodowych, ale mi on nie
odpowiada.
„World
War Z” jest inna pod każdym względem. Książka jest napisana w formie reportażu,
od początku wiemy, jakie jest „zakończenie”. Mimo to powieść trzyma w napięciu
po sam koniec. Czytelnik zastanawia się, czemu sprawy potoczyły się właśnie
tak, a nie inaczej.
Wysłannik
ONZ, który odegrał znaczącą, bliżej niesprecyzowaną rolę w wysiłku wojennym, ma
za zadanie opisać wojnę z żywymi trupami. W tym celu przeprowadza wywiady z
„uczestnikami” światowej wojny Z, już po jej zakończeniu. Rozmowy są ułożone
chronologicznie, zaczynając od pacjenta 0 (pierwszej zarażonej
osoby), przedstawiają wojnę i jej skutki. Powoli zagłębiamy się w świat i
historię rozmówców.
W
rozmowach nie ma sztuczności, autor nie próbował na siłę ukryć zakończenia
epidemii czy losów świata po niej. Czytając, miałam wrażenie, że książka jest
autentycznym reportażem opartym na faktach.
Początek książki jest bardzo chaotyczny, raz
po raz są wzmianki o raportach, wydarzeniach i postaciach, o których nic nie
wiemy. Z każdym wywiadem dowiadujemy się odrobinę więcej, dlatego nie warto
porzucać książki po paru pierwszych, niezrozumiałych wywiadach. Dalej jest tylko
lepiej.
Najbardziej
w tej powieści urzekła mnie mnogość i autentyczność historii. Są w niej wywiady
z osobami z różnych kultur, państw, w różnym wieku i z różnym nastawieniem do
życia. Są w niej przedstawione historię prostych ludzi, których jedynym
osiągnięciem było przeżycie, zarówno wielkich umysłów, bez których wszystko
mogłoby się skończyć inaczej, jak i winowajców, którzy pozbawili wielu ludzi
życia złymi decyzjami. Każda z opowieści jest wypełniona emocjami, poznajemy tok
myślenia bohaterów, odczucia, nie tylko historię ich poczynań w czasie wojny. Mnie
najbardziej urzekła historia młodego Japończyka, który spędzał całe dnie przy
komputerze i zauważył epidemię dopiero, gdy rodzice przestali przynosić mu
jedzenie.
Kolejnym plusem są walki, trudno jest opisać
starcia zbrojne od strony emocjonalnej, ale Maxowi Brooksowie się to udało. W
książce nie ma zbyt dużo bitew, ale każda z nich jest opisana fenomenalnie. Z
punktu widzenia różnych postaci: zarówno tych biorących w niej udział, jak i osób
analizujących ją. Każda z osób ma inne zdanie,
żołnierz zwraca uwagę na niewygodne stroje ochronne, oficer na najnowsze
uzbrojenia w tychże strojach.
Fabuła
rwie do przodu, równocześnie spokojnie prowadząc czytelnika przez akcję. Każdy
z wywiadów jest unikatowy, więc każdy z czytelników znajdzie tutaj coś dla
siebie. Jedną osobę przyciągną zombie, drugą forma reportażu, a trzecią mnogość
kultur. Dlatego polecam tę książkę wszystkim, nie tylko miłośnikom żyjących
trupów.
Dana
Max Brooks, World War
Z, Wydawnictwo Zysk i S-ka, 2013, stron: 544
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz