wtorek, 16 czerwca 2015

„World War Z” – Max Brooks



Przed przeczytaniem tej powieści czułam irracjonalne zniechęcenie zombie.  Temat żywych trupów zabijających ludzi nigdy mnie nie ciekawił. W większości tego typu powieściach jest widoczny ten sam schemat: wybuch epidemii, ucieczka, śmierć lub ratunek. Odgrywają w nich główną rolę wydarzenia, nie emocje, więcej dowiemy się o zabijaniu nieumarłych, niż o odczuciach bohaterów. Taki urok książek typowo przygodowych, ale mi on nie odpowiada.


„World War Z” jest inna pod każdym względem. Książka jest napisana w formie reportażu, od początku wiemy, jakie jest „zakończenie”. Mimo to powieść trzyma w napięciu po sam koniec. Czytelnik zastanawia się, czemu sprawy potoczyły się właśnie tak, a nie inaczej.

Wysłannik ONZ, który odegrał znaczącą, bliżej niesprecyzowaną rolę w wysiłku wojennym, ma za zadanie opisać wojnę z żywymi trupami. W tym celu przeprowadza wywiady z „uczestnikami” światowej wojny Z, już po jej zakończeniu. Rozmowy są ułożone chronologicznie,   zaczynając od pacjenta 0 (pierwszej zarażonej osoby), przedstawiają wojnę i jej skutki. Powoli zagłębiamy się w świat i historię rozmówców.


W rozmowach nie ma sztuczności, autor nie próbował na siłę ukryć zakończenia epidemii czy losów świata po niej. Czytając, miałam wrażenie, że książka jest autentycznym reportażem opartym na faktach.


Początek książki jest bardzo chaotyczny, raz po raz są wzmianki o raportach, wydarzeniach i postaciach, o których nic nie wiemy. Z każdym wywiadem dowiadujemy się odrobinę więcej, dlatego nie warto porzucać książki po paru pierwszych, niezrozumiałych wywiadach. Dalej jest tylko lepiej.

Najbardziej w tej powieści urzekła mnie mnogość i autentyczność historii. Są w niej wywiady z osobami z różnych kultur, państw, w różnym wieku i z różnym nastawieniem do życia. Są w niej przedstawione historię prostych ludzi, których jedynym osiągnięciem było przeżycie, zarówno wielkich umysłów, bez których wszystko mogłoby się skończyć inaczej, jak i winowajców, którzy pozbawili wielu ludzi życia złymi decyzjami. Każda z opowieści jest wypełniona emocjami, poznajemy tok myślenia bohaterów, odczucia, nie tylko historię ich poczynań w czasie wojny. Mnie najbardziej urzekła historia młodego Japończyka, który spędzał całe dnie przy komputerze i zauważył epidemię dopiero, gdy rodzice przestali przynosić mu jedzenie. 


Kolejnym plusem są walki, trudno jest opisać starcia zbrojne od strony emocjonalnej, ale Maxowi Brooksowie się to udało. W książce nie ma zbyt dużo bitew, ale każda z nich jest opisana fenomenalnie. Z punktu widzenia różnych postaci: zarówno tych biorących w niej udział, jak i osób analizujących ją.  Każda z osób ma inne zdanie, żołnierz zwraca uwagę na niewygodne stroje ochronne, oficer na najnowsze uzbrojenia w tychże strojach.


Fabuła rwie do przodu, równocześnie spokojnie prowadząc czytelnika przez akcję. Każdy z wywiadów jest unikatowy, więc każdy z czytelników znajdzie tutaj coś dla siebie. Jedną osobę przyciągną zombie, drugą forma reportażu, a trzecią mnogość kultur. Dlatego polecam tę książkę wszystkim, nie tylko miłośnikom żyjących trupów.

Dana

Max Brooks, World War Z, Wydawnictwo Zysk i S-ka, 2013, stron: 544

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz