piątek, 19 czerwca 2015

„Wszechświat kontra Alex Woods” – Gavin Extence



„Wszechświat kontra Alex Woods” to opowieść o osobliwych nastoletnim samotniku, a także jego zamiłowaniu do gwiazd, więc od samego początku stało się dla mnie  jasne, że ta powieść podbije moje serce. Z jakiegoś powodu ta książka nie zrobiła zbytniej furory w Polsce, co pozostaje dla mnie niezrozumiałe. Kto czytał, ten wie.


Siedemnastoletni Alex Woods zostaje zatrzymany na granicy w samochodzie, w którym wiezie paczuszkę marihuany i urnę z prochami. Wiadomo, niecodzienny widok. Jego zdjęcie krąży po świecie od kilku dni, ale tak naprawdę Alexa wszyscy kojarzą z innego powodu: kiedy miał dziesięć lat, został uderzony odłamkiem meteorytu. Co lepsze, przeżył.  Od tego czasu wykluczony ze społeczeństwa, niewiarygodnie inteligentny i dociekliwy chłopiec, z matką tarocistką jest na celowniku praktycznie wszystkich. Ale tak naprawdę poukładanym (w miarę ) światem Alexa wstrząsa spotkanie pana Petersona, starego dziwaka, który oprócz Alexa zdaje się nie mieć nikogo.


Zacznijmy od tego, że to dosyć prosta (choć dziwna) historia. Schematy, jakimi posługuje się Gavin Extence, gdzieś tam się w literaturze utarły. Jednak czytając tę powieść, ciężko nie wyjść z założenia, że tymi oto schematami powinien posługiwać się każdy pisarz, któremu zależy na skonstruowaniu świetnej opowieści. Alex to postać trochę podobna do Holdena z „Buszującego w zbożu” czy niemal każdego bohatera Kurta Vonneguta. Co z tego, że to już gdzieś było. Publiczność szaleje za tego typu bohaterami. Jeżeli miałoby być w takim stylu jak Gavina Extence’a, to ja poproszę więcej.


Alex Woods to bohater, którego ciężko w jakikolwiek sposób odrzucić. Chłopiec w dzieciństwie trafiony meteorytem, ze sporadycznymi napadami padaczki, odosobniony i szykanowany przez rówieśników, z zamiłowaniem do mózgów i gwiazd, w końcu zaprzyjaźnia się z introwertycznym miłośnikiem literatury starszym o blisko sześćdziesiąt lat. Łączy ich ta sama pasja do Kurta Vonneguta, a także całkowite niezrozumienie dla świata. Przede wszystkim łączy ich jednak niezwykła więź – chłopca ze staruszkiem. Żaden  z nich nie ma żadnego innego wsparcia, za to problemów co nie miara. Obydwaj wzbudzają niemałe współczucie.


Autor „Wszechświata…” w mistrzowski  sposób łączy tragedię z komedią i czasami trudno wręcz dostrzec, gdzie przebiega granica. Naprawdę ciężko stwierdzić, czy to bardziej słodka czy gorzka opowieść o szukaniu i odnajdywaniu własnej tożsamości. Cały problem polega na tym, że w życiu nie zawsze mamy wpływ na to, jacy jesteśmy ( a może częściej go nie mamy, niż mamy) i czasem nie możemy tego zmienić.  Tak jak Alex, chłopiec uderzony meteorytem, którego płat mózgu został uszkodzony i teraz cierpi na napady padaczki – czy gdyby nie trafił go kawałek kosmicznej skały, byłby tym samym człowiekiem, którym jest teraz?


Oto cudowna opowieść o dziwnej fascynacji mózgami, meteorytami i resztą wszechświata, Kurtem Vonnegutem, nauką i trudnymi pytaniami. Opowieść o pokręconych ludziach i ich pokręconych losach, które czasami zbierają swoje żniwo. To osobliwa, cudowna mieszanka wszystkiego co radosne i smutne, napisana w mistrzowski sposób; łamiąca serce i należycie uzależniająca. Co z tego, że schematyczna i co z tego, ze wszyscy wiemy, jak to się skończy (właściwie już od pierwszej strony). Czasami warto wiedzieć.

Julia
Gavin Extence, Wszechświat konta Alex Woods, Wydawnictwo Literackie, 2014, stron: 424

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz