wtorek, 30 czerwca 2015

„Ocean na końcu drogi” – Neil Gaiman



Neil Gaiman to współczesny mistrz narracji i bajkowej grozy – jego nazwisko to już marka, zapewniająca dreszcze przywołane w fantastyczny sposób. Jeżeli kiedykolwiek spotkaliście się  z tym brytyjskim autorem, przy jego nowej powieści nawet nie nastawiacie się na cokolwiek. Po prostu już to wiecie: będziecie się bać.

Narrator najnowszej powieści Neila Gaimana opowiada historię swojego dzieciństwa sprzed czterdziestu lat. Kiedy był siedmiolatkiem, stanął twarzą w twarz z samobójstwem lokatora swoich rodziców, do którego doszło w  ich własnym samochodzie. Tym samym mężczyzna obudził do życia pradawne moce, które lepiej by zostawić  spokoju. Pojawiają się mroczne stwory spoza naszego świata i nasz narrator potrzebuje wszystkich sił i sprytu, by nie stracić życia w obliczu pierwotnej grozy, zarówno tej przyczajonej w rodzinnym domu, jak i sił, które gromadzą siły, żeby ją zniszczyć. Pomocy może szukać wyłącznie u trzech kobiet z farmy na końcu drogi. Najmłodsza z nich twierdzi, że staw to ocean, a najstarsza pamięta Wielki Wybuch.

Jeżeli nie zaniepokoił was opis ani mroczna, idealnie dobrana okładka książki (ciarki!) z pewnością później będzie lepiej. Perfekcyjnie napisany prolog zaciekawia i jednocześnie obnaża dwa największe talenty autora: wyśmienity styl i ogromną wyobraźnię. Czytając jakąkolwiek książkę Gaimana, można poczuć magię snutej opowieści, a nie jedynie przewracane kartki. To, jak ten pisarz operuje słowem, jest wprost niesamowite. Gdyby to było możliwe, chciałabym, żeby wydawcy wydawali jego powieści na starych, pożółkłych kartkach.

Groza, którą posługuje się Neil Gaiman, dużo czerpie z dawnych lęków  dzieciństwa. „Ocean na końcu drogi” jest tego najlepszym przykładem. Skrzypiące drzwi i schody, tupot mysich nóżek biegnących przez ciemny pokój, trzaskające okna i gwałtowny świst wiatru. Strach, żeby otworzyć oczy, leżąc w nocy w łóżku i prośba o choćby najmniejszą wiązkę światła. Każdej nocy zasypiałem zadowolony bądź przerażony, w zależności od tego, czy drzwi pozostawały otwarte czy zamknięte ( s. 22). Ile dzieci musiało przez to przechodzić? Autor doskonale zdaje sobie z tego sprawę i wie, że najbardziej boimy się strachów z czasów, kiedy świat był dla nas zbyt duży i zbyt przerażający.

Plastyczność języka to druga ogromna zaleta tej powieści. Kiedy czytałam „Ocean…” pierwsze, co przyszło mi do głowy, to animowana ekranizacja „Koraliny” z 2009 roku. Domyślam się, że ten film wielu dzieciom spędził sen z oczu. Obie powieści są pod względem „wizualnym” naprawdę podobne: stare domy, wszechogarniające mgły, studnie, różdżki w kształcie litery Y i przede wszystkim bardzo dziwni ludzie.  Twórcy filmu odwalili kawał dobrej roboty i czuć to nie gdzie indziej, jak właśnie w „Oceanie…”. Nic nie poradzę na to, że czytając tę powieść, widziałam obrazy rodem z animacji. A zapewniam, że nie było to przyjemne wyobrażenia.

Tak właśnie styl Gaimana działa na wyobraźnię. Niemal każde słowo jest nad wyraz sugestywne, a cała opowieść na długo pozostaje i w pamięci, i przed oczami. Powieść przesycona jest nostalgią i strachem przed miejscem, gdzie staw staje się oceanem. To niemal jak ciche wołanie o powrót do dzieciństwa, kiedy to świat był niepojęcie wielki i zagadkowy, tajemnica i sekretna kryjówka czaiła się za każdym krzewem bluszczu czy krzakiem rododendrona, a dorośli wydawali się głupi i bezmyślni. I przede wszystkim – najbardziej podatni na pradawne moce.

Już na samym początku jesteśmy zaznajomieni z wydarzeniem, które wywarło na narratorowi ogromne wrażenie - a biorąc pod uwagę, czego dotyczyło - prawdopodobnie i ukształtowało jego późniejsze życie. Wszystkie te magiczne przygody, które spotykają chłopca, można, wiadomo, próbować interpretować na wszelkie sposoby ale… Czy naprawdę warto? Wydaje mi się, że cały kunszt Gaimana polega na opisywaniu w mistrzowski sposób magii, której pragnęliśmy jako dzieci – potężnej, groźniej i starej, bardzo starej. Czytając „Ocean na końcu drogi”, nie trzeba doszukiwać się logicznego i głębokiego związku. Pomimo że cała opowieść jest współczesną poetycką wersją baśni, w której pełno metafor i symboli, to jednak przy czytaniu warto postawić raczej na wyobraźnię. Wtedy całość urzeka z jeszcze większą magiczną siłą.

Julia

Neil Gaiman, Ocean na końcu drogi, Wydawnictwo MAG, 2013, stron: 216

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz