Neil
Gaiman to współczesny mistrz narracji i bajkowej grozy – jego nazwisko to już
marka, zapewniająca dreszcze przywołane w fantastyczny sposób. Jeżeli
kiedykolwiek spotkaliście się z tym
brytyjskim autorem, przy jego nowej powieści nawet nie nastawiacie się na cokolwiek. Po prostu już to wiecie:
będziecie się bać.
Narrator
najnowszej powieści Neila Gaimana opowiada historię swojego dzieciństwa sprzed
czterdziestu lat. Kiedy był siedmiolatkiem, stanął twarzą w twarz z samobójstwem
lokatora swoich rodziców, do którego doszło w
ich własnym samochodzie. Tym samym mężczyzna obudził do życia pradawne
moce, które lepiej by zostawić spokoju.
Pojawiają się mroczne stwory spoza naszego świata i nasz narrator potrzebuje
wszystkich sił i sprytu, by nie stracić życia w obliczu pierwotnej grozy,
zarówno tej przyczajonej w rodzinnym domu, jak i sił, które gromadzą siły, żeby
ją zniszczyć. Pomocy może szukać wyłącznie u trzech kobiet z farmy na końcu
drogi. Najmłodsza z nich twierdzi, że staw to ocean, a najstarsza pamięta
Wielki Wybuch.
Jeżeli
nie zaniepokoił was opis ani mroczna, idealnie dobrana okładka książki
(ciarki!) z pewnością później będzie lepiej. Perfekcyjnie napisany prolog
zaciekawia i jednocześnie obnaża dwa największe talenty autora: wyśmienity styl
i ogromną wyobraźnię. Czytając jakąkolwiek książkę Gaimana, można poczuć magię
snutej opowieści, a nie jedynie przewracane kartki. To, jak ten pisarz operuje
słowem, jest wprost niesamowite. Gdyby to było możliwe, chciałabym, żeby wydawcy
wydawali jego powieści na starych, pożółkłych kartkach.
Groza,
którą posługuje się Neil Gaiman, dużo czerpie z dawnych lęków dzieciństwa. „Ocean na końcu drogi” jest tego najlepszym przykładem. Skrzypiące
drzwi i schody, tupot mysich nóżek biegnących przez ciemny pokój, trzaskające
okna i gwałtowny świst wiatru. Strach, żeby otworzyć oczy, leżąc w nocy w łóżku
i prośba o choćby najmniejszą wiązkę światła. Każdej nocy zasypiałem zadowolony bądź przerażony, w zależności od
tego, czy drzwi pozostawały otwarte czy zamknięte ( s. 22). Ile dzieci musiało przez to przechodzić? Autor doskonale
zdaje sobie z tego sprawę i wie, że najbardziej boimy się strachów z czasów,
kiedy świat był dla nas zbyt duży i zbyt przerażający.
Plastyczność
języka to druga ogromna zaleta tej powieści. Kiedy czytałam „Ocean…” pierwsze, co przyszło mi do
głowy, to animowana ekranizacja „Koraliny”
z 2009 roku. Domyślam się, że ten film wielu dzieciom spędził sen z oczu. Obie
powieści są pod względem „wizualnym” naprawdę podobne: stare domy,
wszechogarniające mgły, studnie, różdżki w kształcie litery Y i przede
wszystkim bardzo dziwni ludzie. Twórcy
filmu odwalili kawał dobrej roboty i czuć to nie gdzie indziej, jak właśnie w „Oceanie…”. Nic nie poradzę na to, że
czytając tę powieść, widziałam obrazy rodem z animacji. A zapewniam, że nie
było to przyjemne wyobrażenia.
Tak
właśnie styl Gaimana działa na wyobraźnię. Niemal każde słowo jest nad wyraz
sugestywne, a cała opowieść na długo pozostaje i w pamięci, i przed oczami. Powieść
przesycona jest nostalgią i strachem przed miejscem, gdzie staw staje się
oceanem. To niemal jak ciche wołanie o powrót do dzieciństwa, kiedy to świat
był niepojęcie wielki i zagadkowy, tajemnica i sekretna kryjówka czaiła się za
każdym krzewem bluszczu czy krzakiem rododendrona, a dorośli wydawali się głupi
i bezmyślni. I przede wszystkim – najbardziej podatni na pradawne moce.
Już
na samym początku jesteśmy zaznajomieni z wydarzeniem, które wywarło na
narratorowi ogromne wrażenie - a biorąc pod uwagę, czego dotyczyło -
prawdopodobnie i ukształtowało jego późniejsze życie. Wszystkie te magiczne
przygody, które spotykają chłopca, można, wiadomo, próbować interpretować na
wszelkie sposoby ale… Czy naprawdę warto? Wydaje mi się, że cały kunszt Gaimana
polega na opisywaniu w mistrzowski sposób magii, której pragnęliśmy jako dzieci
– potężnej, groźniej i starej, bardzo starej. Czytając „Ocean na końcu drogi”, nie trzeba doszukiwać się logicznego i
głębokiego związku. Pomimo że cała opowieść jest współczesną poetycką wersją
baśni, w której pełno metafor i symboli, to jednak przy czytaniu warto postawić
raczej na wyobraźnię. Wtedy całość urzeka z jeszcze większą magiczną siłą.
Julia
Neil
Gaiman, Ocean na końcu drogi,
Wydawnictwo MAG, 2013, stron: 216
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz