wtorek, 20 stycznia 2015

„Chłopiec z latawcem” – Khaled Hosseini



„Chłopiec z latawcem” to książka, która rozdarła mi serce, rozbiła je na tysiąc małych kawałków - tak smutna i melancholijna, jakby napisana została łzami nie piórem, bo każde niemal słowo tej powieści ocieka smutkiem. Ale z drugiej strony ma ta książka w sobie coś tak hipnotyzującego – historię – że nie sposób oderwać się od niej. Przeczytałam powieść w jeden dzień – był to dzień, w którym wylałam morze łez i który przepłaciłam bólem głowy. Dzień, w którym czułam, jakby autor dokonał emocjonalnego gwałtu na mojej psychice.

Mamy rok 1975. Afganistan. Monarchia chyli się ku upadkowi, ale dwunastoletni wówczas Amir ma na głowie inne sprawy – marzy, aby wygrać coroczne, prestiżowe zawody latawców i tym sposobem zasłużyć wreszcie na uznanie swojego ojca. Pomaga mu w tym jego przyjaciel – Hassan. Chłopców różni niemal wszystko: Amir jest synem Baby -  bogatego kupca, Hassan biednym synem ogrodnika pracującego w domu Baby. Hassan wywodzi się z plemienia Hazarów, natomiast rodzina Amira  to plemię Pasztunów – to dwa wrogie sobie plemiona, Pasztunowie ciemiężyli i prześladowali Hazarów przez wieki.  Chłopców łączy natomiast jedno – obu wykarmiła ta sama mamka, są więc poniekąd mlecznymi braćmi. Mimo różnic chłopcy wychowują się jednak razem, razem spędzają wolny czas, razem puszczają latawce – wspólnie przypieczętowują przyjaźń wyrytym w drzewie napisem: Amir i Hassan – sułtani Kabulu. Wszystko – przede wszystkim ich beztroskie dzieciństwo - zmienia się jednego popołudnia, w dzień zawodów latawców.
Ten dzień zmieni życie chłopców na zawsze, naznaczając je cierpieniem i mimo że potwornej i okrutnej krzywdy doznał Hassan, to z pewnego powodu dzień ten  pozostawi na zawsze w sercu Amira niezabliźnioną ranę, która wciąż krwawi: „Nieprawdą jest, że czas leczy wszelkie rany. Nie leczy – rozdrapuje” – zapowiada Amir – narrator na początku swej opowieści. I „Chłopiec z latawcem” będzie przede wszystkim książką o winie i karze, o grzechu i jego odkupieniu. O odkupieniu winy najbardziej.

Książka składa się z trzech części: pierwsza to dzieciństwo bohaterów, lata siedemdziesiąte właśnie, druga to lata emigracji Amira i jego ojca spędzone w Ameryce, trzecia to powrót Amira, po niemal dwudziestu latach, do ogarniętego wojną Afganistanu. I choć każda z części jest na swój sposób przejmujące, to jednak ta pierwsza – historia przyjaźni dwóch chłopców – rozrywa serce na drobne kawałki. Nie sposób bowiem nie przejąć się historią małego Hassana, bo to dziecko, od którego bije sama dobroć, prostolinijność, dobroduszność, dziecko niezdolne do nienawiści, do czynienia krzywdy, bezbronne, a jednocześnie dziecko, które doznaje prześladowań i krzywd od innych, nawet od swojego przyjaciela Amira, który zazdrości mu uwagi swojego ojca Baby. Amir, dla którego opowieść jest chyba rodzajem spowiedzi i rozliczenia z trudną przeszłością, z wielką szczerością opowiada o swoim współudziale w krzywdzie, jakiej doświadczył Hassan. I choć postąpił strasznie – nie sposób nie współczuć również Amirowi, bo to on będzie całe życie nosił na swoim sercu ciężar grzechu, jakiego się dopuścił. Hassan jest zbyt dobry, by pamiętać to swojemu druhowi, by nosić w sobie nienawiść. Już sama myśl o tym chłopcu powoduje, że oczy zachodzą mi łzami. Przede wszystkim dlatego, że postać Hassana w swej krystalicznej czystości (mimo że pohańbionej i spływającej krwią) jest tak piękną postacią. Mimo doznanych krzywd powtarzał: „Nie wolno krzywdzić nawet tych złych. Bo oni nie wiedzą, jak być dobrymi. A czasem zły może również stać się dobrym”.

Przejmująca jest postać Baby, ojca bohatera, który – mimo że ma również ciężki grzech na sumieniu (a może właśnie dlatego) – uczy syna, że w życiu ciężki jest tylko jeden grzech: kradzież. „Kto zabija kradnie czyjeś życie, kto kłamie, kradnie komuś prawo do prawdy, kto oszukuje, okrada kogoś z prawa do uczciwego prowadzenia interesów”. Przede wszystkim w sytuacji granicznej – w sytuacji wojny - potrafi wykazać się odwagą, tej cechy przez większość życia brakowało właśnie Amirowi. „Wojna nie zwalnia od przyzwoitości. A nawet wymaga jej bardziej niż pokój” – powie synowi.

Popadł jednak autor w pewien schematyzm rodem z Hollywood, opisując powrót Amira do Afganistanu  opanowanego przez talibów. Opisy kraju rozrywanego wojennym konfliktem są przerażające. Bo to kraju, w którym tyle jest dzieci, a nie ma dzieciństwa. To jeszcze jednej literacki dowód na to, że wojna (bez względu na jej powód i cel) ma zawsze twarz głodnego, osieroconego, skrzywdzonego dziecka. Słaba w tej części jest natomiast fabuła. Słaba przez to, że jednak trochę nieprawdopodobna w porównaniu z wcześniejszymi częściami.

Dla czytelników wywodzących się z kręgu kultury śródziemnomorskiej, dla Europejczyków „”Chłopiec z latawcem” to też niezwykle fascynujące spotkanie z kulturą nam odległą. Jesteśmy bowiem nie tylko w innym kręgu kulturowym (Afganistan), ale również religijnym (islam). Przynosi nam więc książka bogaty opis obyczajowości ludności afgańskiej. I to zarówno tej żyjące w Afganistanie, jak i  tej żyjącej na emigracji w Ameryce. To książka, która ma szansę przybliżyć mentalność Afgańczyków i muzułmanów. Książka przynosi bogate opisy obyczajów, savoir-vivre’u, kulinariów, sportu itp. Pozwala po trosze zbliżyć się do zrozumienie, kim, jacy i dlaczego są muzułmanie i Afgańczycy.

Przede wszystkim  - bez względu na kręgi kulturowe -  „Chłopiec z latawcem” to uniwersalna opowieść o odwadze (lub jej braku), poświęceniu, miłości, grzechu i jego odkupieniu, winie i karze, sumieniu, o dobru i złu, które drzemią w każdym człowieku. O cierpieniu, bo „w życiu nie cierpi tylko człowiek bez sumienie i dobroci” – jak mawiał jeden z bohaterów powieści.  Książka mądra i napisana w z wielkim wyczuciem. Jedna z najlepszych, jakie przeczytałam w ostatnich latach.
pani eM.
Khaled Hosseini, Chłopiec z latawcem, wyd. Albatros, 2010, stron:  408

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz