Zaraz po wielkim sukcesie serii książek opowiadających o losach Endera Wiggina, która przyniosła Orsonowi Scottowi Cardowi ogromny rozgłos i uznanie, czyniąc go jednocześnie jednym z najznakomitszych współczesnych pisarzy science-fiction, w głowie autora narodził się pomysł na kolejną serię, również związaną ze światem Endera, choć niedotyczącą głównego bohatera. Tym razem wybór – wydaje się, że oczywisty – padł na Groszka, czyli pobocznego bohatera Gry Endera, chłopca obdarzonego niezwykłą inteligencją i znakomitego doradcę dowódcy starcia z Formidami. Akcja Cienia Endera pokrywa się z wydarzeniami z Gry Endera, tym razem ukazanymi z odmiennej perspektywy. Jak sam autor podkreśla, nie ma znaczenia, po którą powieść czytelnik sięgnie w pierwszej kolejności – pierwszy tom Sagi Cienia został skonstruowany tak, aby czytanie go nie wymagało znajomości Gry Endera. Jednak czy warto sięgnąć po obie książki? Nie jestem przekonana.
Uważam Grę Endera za wielką i doskonałą w każdym aspekcie powieść, jednak jej sequel, Mówca umarłych, okazał się rozczarowaniem. Sięgając po Cień Endera miałam nadzieję, że wyjątkowy kunszt pisarski Carda wróci wraz z powieścią podobną do Gry Endera – w końcu mamy to samo miejsce, te same wydarzenia, te same założenia i nawet tych samych bohaterów, z Enderem w tle. Największym atutem debiutu Carda było pokazanie w wyraźnym świetle nieziemskiej inteligencji dzieci i nastolatków – nie stojących jeszcze u progu dojrzałości, ale już obarczonych odpowiedzialnością za los ludzi. Teoretycznie powtórzenie sukcesu nie powinno być takie trudne, skoro opieramy się na tej samej historii. W praktyce jednak coś poszło nie tak.