niedziela, 20 września 2015

„Księga matematycznych tajemnic” - Ian Steward



To będzie pierwsza taka recenzja na blogu - recenzja na dwa głosy. „Księdze matematycznych tajemnic” przyjrzały się bowiem dwie osoby o zupełnie różnym spojrzeniu na matematykę i różnym stosunku do niej: ścisłowiec miłujący liczby i humanista zakochany w słowach, na co dzień nauczycielki matematyki i języka polskiego w naszej szkole.  Co wyszło z konfrontacji tych dwóch punktów widzenia?

Okiem ścisłowca: jestem matematykiem i miłośniczką kryminałów – umysłem ścisłym - i pisanie jakichkolwiek opinii zawsze wiąże się u mnie z brakiem weny i lekkim niepokojem w sercu, więc ograniczę się do iście ścisłego raportu z  najważniejszych faktów na temat książki. Będzie krótko, ale jak to w przypadku umysłów ścisłych – konkretnie: ;)

- książka z pewnością jest dla wszystkich: i dla miłośników matematyki, i dla tych, którzy dopiero chcieliby zapałać  miłością do Tej Najważniejszej Królowej Nauk;

- miłośników klasyki kryminału może drażnić (trochę mnie drażniło) zbyt duże i częste nawiązywanie do słynnego Sherlocka Holmesa i jego przyjaciela, ale autor  już na samym początku tłumaczy się z tego,  że to celowe i mniej drażni czytelnika, kiedy się o tym pamięta;

- większość zagadek bez problemu każdy powinien rozwiązać, jeśli choć trochę uważnie wczyta się  w tekst opowiadania;

- jeśli z lenistwa lub braku pomysłu czytelnik nie może samodzielnie rozwiązać zagadki, zawsze może przejść do odpowiedzi, które (i tu uwaga, bo to jest fajne) są dalszą częścią opowieści ze szczegółowymi wyjaśnieniami (a nie jak w klasycznych zbiorach, ćwiczeniach matematycznych, gdzie podaje się w odpowiedziach sam wynik) – tu czytelnik ma szansę zrozumieć problem bądź zmierzyć się ze swoimi pomysłami;

No cóż, to chyba tyle – jak to się mówi „wszystko kwestią gustu”, ale książkę naprawdę można poczytać z przyjemnością!

Okiem humanisty: każdy ma jakąś piętę Achillesa. Moją od zawsze jest matematyka. Świat słów jest mi bliższy niż świat liczb, jak pewnie wielu humanistom. Niewątpliwie dlatego do „Księgi matematycznych tajemnic” podchodziłam jak pies do jeża. Z wielką obawą. I przyznaję – nad wieloma zagadkami musiałam się nieźle nagłówkować (wiele matematycznych zagadnień gdzieś mi już umknęło – to tak na usprawiedliwienie ;) ), ale były takie, które ku własnej satysfakcji rozwiązałam dość szybko.  Podoba mi się forma tej książki: matematyczne łamigłówki i sztuczki przeplatane są z różnorodnymi ciekawostkami i – co dla mnie najfajniejsze – wiele zagadek matematycznych przedstawionych jest w postaci śledztwa niezawodnej pary matematycznych detektywów: Hemlocka Soamesa i jego pomocnika – doktora Johna Watsupa. Tak, tak – skojarzenia ze słynnym detektywem i jego przyjacielem z Baker Street 221B są jak najbardziej zasadne. I właśnie te zagadki z rozdziałów oznaczonych symbolem lupy sprawiły mi najwięcej przyjemności. Pewnie dlatego, że miały formę opowiadania. Nawet sobie pomyślałam, że być może bardziej pokochałabym w szkole matematykę, gdyby zagadnienia matematyczne były mi przedstawiana w formie zagadek detektywistycznych. :) Myślę natomiast, że szczególnie osobom zainteresowanym naukami ścisłymi ta książka da przyjemne zajęcie rozwiązywania niebanalnych problemów.

Jeśli zatem jesteście ciekawi, jak określić wysokość drzewa, wykorzystując do pomiarów tylko własne ciało,  poznać zagadkę klucza gęsi czy dowiedzieć się, dlaczego urodziny są zdrowe – bez wahania zajrzyjcie do „Księgi matematycznych tajemnic” , bo to pozycja, w której udało się połączyć dobrą zabawę z gimnastyką dla szarych komórek.

Polecamy.

Pani Justyna i pani eM

PS Pani Justyno, dziękujemy, że zechciała Pani poświęcić swój czas i pochylić się nad książką mimo stert zalegających kartkówek i zadań domowych :)



Ian Steward, Księga matematycznych tajemnic, Wydawnictwo Literackie, 2015, stron: 372



Książkę do recenzji przekazało nam


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz