Ponoć
Adam Lang, zabierając się do pisania swojej debiutanckiej powieści, miał dwie
możliwości zasugerowane mu przez nauczycielkę języka polskiego: albo pisać
szczerze do bólu, albo całkowicie zmyślać. Ponoć posłuchał rady polonistki. Pytanie
tylko, którą z dróg obrał: postawił na szczerość czy całkowite zmyślenie? A
może jednak połączył jedno z drugim? Nie jest to w końcu niemożliwe. Książka
zapowiadana jest jako pierwsza tak otwarta (czytaj: szczera?) powieść o
współczesnej młodzieży, pisana z perspektywy nastolatka – Adama Langa
(zbieżność nazwisk przypadkowa? ;) ).
Adam
Lang to główny bohater i zarazem narrator powieści. Poznajemy go u progu
dorosłości, jest w ostatniej klasie liceum. Napisanie, że to typowy bohater,
mijałoby się jednak z prawdą. Owszem – problemy ma takie, jak większość
nastolatków, a obracają się one wokół domu, szkoły i dziewczyn. Sorry – drobna
korekta: dziewczyn na pierwszym miejscu. Życie Adama nie jest wbrew pozorom
kolorowe: porzucenie przez ojca i pewien wypadek z dzieciństwa odcisnęły swoje
piętno na tym, jakim stał się chłopakiem. Przez trzy czwarte powieści
zaciskałam zęby ze złości – gdyby był realnie w pobliżu, pewnie dostałby w
zęby. Co za irytujący typek! Pozbawiony skrupułów, cyniczny gnojek, bawiący się
uczuciami innych, a dziewczyn traktujący przedmiotowo. Zero empatii.
Inteligencja emocjonalna na poziomie bezkręgowców. Ile razy myślałam sobie:
gdybym go miała wśród znajomych na fejsbuku – wyrzuciłabym ze znajomych, numer
telefonu skasowałabym, gdyby chodził do mojej klasy, trzymałabym się jak
najdalej od niego. Choć mogłoby być to trudne – Lang ma bowiem w sobie to coś,
co działa jak magnes, co powoduje, że dziewczyny lgną do niego. Przy całym swym
odrzucającym charakterze jest jednak niezwykle inteligentnym, błyskotliwym
facetem, którego ironiczne komentarze i ironiczny stosunek do rzeczywistości
przejawiający się choćby w sposobie mówienia o niej – bardzo mi się podobał.
Niekiedy musiałam się też zastanowić nad tym, czy mój poziom irytacji spowodowany
jest tym, że bohater tak bezpardonowo „przywala prosto z mostu”, czy raczej
tym, że celnie punktuje nas – dziewczyny, i że rzeczywiście jego obserwacje
(choć przykre dla nas) niestety czasami okazują się trafne. Jak się przyjrzeć niektórym
koleżankom – niestety niekiedy tak jest.
Spojrzenie
na postać głównego bohatera nabiera łagodniejszego tonu, gdy patrzy się z
punktu widzenia całej opowieści, kiedy już się rozumie, co go ukształtowało,
jaki wpływ na jego dorastanie mieli dorośli – zarówno ci obecni, jak i
nieobecni, kiedy już się ma klucz do jego duszy. Bo te tytułowe klucze (w
sensie fizycznym klucze) stanowią też klucz do zrozumienia chłopaka. I
oczywiście – nie rozgrzeszając bohatera z jego często pozbawionego empatii postępowania,
daję sobie prawo spojrzeć na niego jak na głęboko zranione dziecko, które
gdzieś głębi niego siedzi – co jeszcze wcale nie stanowi uzasadnienia dla tego,
jak sam ranił innych. Na szczęście w życiu można zawsze stanąć w obliczu sytuacji, która daje szansę na naprawę – choć
jak trafnie zauważa bohater (bo to inteligentny facet): „Przypowieść o synu marnotrawnym jest ładna, ale w prawdziwym życiu
mało realna.".
Myli
się jednak ten, kto myśli, że „Klucze” to ciężka, przygnębiająca, depresyjna
lektura. Jest wręcz odwrotnie – powieść napisana jest lekko i z dużą dawką
humoru i ironii. Świetne są portrety rodzin
i znajomych bohatera. Na przykład babcia Adama, która wysysa energię i
radość życia nawet przez telefon – bawi do łez (choć w realu doprowadzałaby do
szewskiej pasji). Ale z drugiej strony, kiedy się zastanowić nad tym, dlaczego
babcia taka jest – doprawi się ten śmiech łyżką dziegciu. Dodajmy do tego wujka Jerzego – niepodważalny
autorytet i źródło wielu cennych rad i mądrości w stylu: Baby są dziwne i nie warto w to wnikać. Żadnej dziewczynie nie
zaimponujesz mózgiem. Trzeba mieć mięśnie i gadane. Dodajmy do tego takiego
Domańczyka, nauczyciela historii – zaprzeczenie kompetencji, sprawiedliwości i
kreatywności, a z drugiej strony niezwykle seksowną katechetkę, na widok której
przyjaciel Adama dostaje kociego rozumu. Dodajmy do tego te wszystkie
dziewczyny pojawiające się na chwilę lub dłużej w życiu bohatera - z taką Madziarską i jej klubem psiapsiółek
(Wyroczni i Sądu Najwyższego w jednym)… Można by tak wymieniać długo, bo
powieść to galeria barwnych bohaterów.
Kiedy
wydawca określa „Klucze” jako powieść otwartą, rzeczywiście nie koloryzuje, bo
czytelnik dostaje historię naprawdę do bólu szczerą. A sama lektura przynosi
gamę różnorodnych odczuć: od śmiechu po irytację, od niechęci po współczucie.
Mimo że napisana lekkim stylem, to podnosi też tematy niebłahe: dorastanie,
rola rodziców (ojca) w kształtowaniu osobowości, potrzeba autorytetu.
I
jednego tylko nie mogę wybaczyć: naprawdę koszmarnej okładki, która może –
niestety – skutecznie zniechęcić. Zresztą okładka tego typu pojawiała się już w
innych tytułach na polskim rynku: choćby w cyklu „Strażnicy historii” i już
wtedy gościła w rankingach najgorszych okładek. Dla tej książki naprawdę będzie dobrze, jeśli potencjalni czytelnicy będą
kierować się zasadą: nie szata zdobi człowieka. Nie oceniaj książki po okładce.
W tym przypadku te słowa nabierają szczególnego
sensu.
Gabi
Premiera: 24 września
Adam Lang, Klucze, Wydawnictwo Literackie, 2015,
stron: 304
Książkę
do recenzji przekazało:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz