Słyszałam,
że to dosyć smutna historia, z gatunku tych, które głównie mają za zadanie
połamać czytelnikowi serce. Zakwalifikowałam ją do tej kategorii i myślałam, że
będę się zapłakiwać nad losem bohaterów, wylewać łzę za łzą. Czy faktycznie tak
było?
Po
kilkunastu latach nauki w domu Sky postanawia iść, jak normalna amerykańska
nastolatka, do szkoły. Wcześniej była uczona w domu przez matkę,
która gardzi i szkołą, i wszystkimi
technologicznymi gadżetami, w tym
telefonem czy telewizorem. Pierwsze dni
szkoły wydają się więc Sky katorgą, a spotkanie z Holderem wywraca poukładany świat dziewczyny do góry nogami.
Sky
jest oderwana od życia, głównie ze względu na matkę, która pozwala utrzymywać
jej jakiekolwiek kontakty ze światem, jedynie stojąc z nim twarzą w twarz.
Jednak to wycofanie nie odejmuje dziewczynie reputacji puszczalskiej, która
zdążyła przylgnąć do niej jakiś czas temu. Po części dlatego że dziewczyna
zadaje się z Six, u której ta sama reputacja puszczalskiej jest całkowicie
uzasadniona, a po części dlatego, że daje się całować chłopakom, którzy mało ją
obchodzą, i raczej nie chce angażować się z nimi w poważne związki. Kiedy Sky
spotyka Holdera, o którym usłyszała już wszystkie złe rzeczy- że porywczy, że
agresywny, że pobił geja, za co wylądował w poprawczaku, że niemiły i
impulsywny, jednym słowem: zwykły palant - mierzy go tą samą miarą, którą ją
mierzą. Pomimo tego, że nie zna prawdy i nawet nie stara się dowiedzieć więcej
o chłopaku, skreśla go z miejsca. Co dobrego może spotkać tych dwojga?
Prawdopodobnie nic.
Po
przeczytaniu kilku pierwszych rozdziałów wcale nie chciało mi się płakać. Co
więcej, ciężko mi było sobie wyobrazić, że w ogóle mogłabym płakać. Siedziałam
i szczerze śmiałam się z tej książki, ponieważ pierwszoosobowa narracja Sky
była miejscami naprawdę zabawna.
Pierwsze spotkania i rozmowy dziewczyny z Holderem były delikatnie tandetne i mało oryginalne (co było
całkowitym przeciwieństwem tego, czego oczekiwałam), dlatego miałam wrażenie,
że czasami wymieniałyśmy z książką uśmiechy i mrugałyśmy do siebie
porozumiewawczo, a ja myślałam ,,hmmm, interesujące…”. A później zaczęło się robić naprawdę
ciekawie.
Nie
twierdzę, że te pierwsze strony mi się nie spodobały. Były zabawne, lekkie,
miło się je czytało. Jednak podpadały pod romansidło/uroczą komedyjkę, a nie
prawdziwy dramat. Następnie zaczęło się robić bardzo namiętnie i romantycznie,
tak, że zostałam kupiona historią Sky i Holdera z miejsca. Ale to był jedynie
przedsmak tej historii. Prawdziwy dramat miał się dopiero rozpętać, wraz z
odkrywaniem prawdy dotyczącej życia bohaterów.
Dlatego
nie skreślajcie Sky i Holdera od razu, nawet jeżeli nie przekonają was te
pierwsze rozdziały. Może i ona z początku nie przywiązuje większych uczuć do
związków, a on jest impulsywny, ale
oboje nie są tacy bez powodu i chociażby dlatego warto przeczytać tę książkę.
Historia, jaką Coleen Hoover stworzyła swoim bohaterom, jest i oryginalna, i
dosyć tragiczna. Nie tyle ma wzruszać nieszczęściami Sky i Holdera, a
raczej ich zaangażowaniem w uczucie,
jakie ich połączy. Nie mówiąc o tym, że
książka jest bardzo dobrze napisana.
„Hopeless” opiera się przede wszystkim na psychice i emocjach
bohaterów. Miłość, jaką darzą się Sky i
Holder, nie jest zwykłym nastoletnim zauroczeniem czy zakochaniem, które często
spotykamy w takich książkach; stanowi ona ratunek dla traumatycznych przeżyć,
jakie razem przeszli, a w pewnym momencie pozwala odetchnąć i bohaterom, i
czytelnikowi po tragediach
zaserwowanych przez autorkę. Wprowadza taki malutki promyk nadziei i optymizmu.
Książka
jest bardzo poruszająca i na długo pozostaje w pamięci. Jest uzależniająca i
ciężko się od niej oderwać. Świetna pozycja - chyba jedna z najlepszych, jakie
przeczytałam z kategorii książek młodzieżowych.
Zdecydowanie nie żałuję tego wyboru.
Julia
Colleen Hoover, Hopeless, wyd. Otwarte,
2014, stron: 424
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz