„Nie
oceniaj książki po okładce”- mówi stare przysłowie. Ja jednak oceniłam
(przyznaję się bez bicia), ale wcale nie wyszłam na tym źle. Wręcz przeciwnie.
Pewnie jak w przypadku większości osób sięgających po tę książkę, także i moją
uwagę zwróciła wspomniana okładka: piękna dziewczyna w staromodnej sukni
zaprasza nas wzrokiem w tajemniczy, pradawny bór. Zdaje się pytać: czy
przyjmiesz zaproszenie? Ja przyjęłam i nie żałuję.
Viana
- główna bohaterka - ma wspaniałe życie. Jej ojciec jest oddanym królowi
rycerzem, właścicielem rozległych ziem i przepięknego zamku. Otoczona wysokimi
murami pałacu, który w przyszłości będzie jej własnością, nie ma żadnych
obowiązków ani zmartwień. Całymi dniami siedzi w oknie z widokiem na drogę
prowadzącą na królewski zamek, gdzie jej ukochany Robian szkoli się na rycerza,
a gdy tylko zdobędzie tytuł i stanie się godny miana prawdziwego mężczyzny,
wezmą ślub, dochowają się gromadki dzieci, dożyją spokojnej starości, żyjąc
długo i szczęśliwie do dnia zapadnięcia w sen wieczny najlepiej we własnym
łóżku, trzymając się za ręce. KONIEC. Viana zaplanowała sobie każdy najmniejszy
szczegół ich wspólnego życia. No, może prawie każdy… Podczas hucznie
obchodzonego święta przesilenia zimowego połączonego z turniejem rycerskim dzieje
się rzecz niesłychana. Na zamek przybywa „Wilk”- banita wypędzony z zamku. Niesie on straszliwą nowinę: zaatakowano kraj,
nikt nie jest bezpieczny, należy zebrać armie i kontratakować…
Z
początku dziewczyna nie śmiała nawet wątpić w zwycięstwo swego narodu,
planowała powitalne bankiety dla mężczyzn swojego życia powracających w chwale z
trofeami świadczącymi o licznych zwycięstwach. Znów jednak los spłatał jej figla
i została sama, w wielkim zamczysku, modląc się o choćby jedną wiadomość
zaprzeczającą śmierci najbliższych. Wiadomość przychodzi, ale… nie ta
oczekiwana. Wszystkie damy pozostałe w królestwie mają się zjawić na zamku w
celu wyłonienia nowej królowej, którą nowy
władca barbarzyńca przypieczętuje zwycięstwo swoich wojsk. Po wyłonieniu
władczyni reszta dam ma zostać wydana za ważnych wojowników wrogiego narodu.
Viana,
chcąc się przystosować do nowej sytuacji, porzuca wygodne miejsce przy oknie i
idąc za radą starego bajarza wyrusza
opowiedzieć własną historię. Obszerne suknie zamienia na spodnie, ścina włosy i
przyłącza się do rebeliantów ukrytych w lesie. Stąd dzieli ją jeszcze długa
droga do miejsca śpiewających drzew. Czy starczy jej odwagi i hartu ducha, żeby
dotrzeć „tam gdzie śpiewają drzewa”?
Nie odpowiem na to pytanie. Sami musicie
znaleźć odpowiedź, ale możecie być pewni, że nie zawiedziecie się, szukając.
Podobnie jak ja. Mimo trudnych początków Viana okazuję się pełnowymiarową
postacią z charakterem i własnym zdaniem. Jest to postać, której nie sposób nie
polubić.
Książkę
czyta się łatwo i szybko - dzięki bajkowemu a także trochę staroświeckiemu
językowi. Ten styl staroświecki nadaje tylko książce bardziej baśniowego,
odrealnionego charakteru. To działa na plus. Czego natomiast trochę mi
brakowało? Trzecioosobowy narrator koncentruje się na Vianie i jej perypetiach, ale brakowało mi trochę
skupienia się na emocjach bohaterki, podróży w głąb jej duszy, w głąb jej „ja”.
Chciałabym móc bardziej być „w głowie bohaterki”, patrzeć na świat jej oczami.
Mimo
że powieść należy do gatunku fantasy, polecam ją również osobom, które nie
przepadają za fantastyką, gdyż autorka wątki magiczne wprowadza z umiarem, a
sama książka jest pięknym utworem o walce z niesprawiedliwością, ze złem, to
piękna baśń o odwadze i wolności. Po prostu pięknie opowiedziana piękna
historia. Ja jestem zauroczona.
Z
przyjemnością czytałam „Tam, gdzie śpiewają drzewa” i z całą odpowiedzialnością
polecam ją innym. Mam nadzieję, że Wam również się spodoba. Napiszę więcej: gwarantuję,
że Wam się spodoba.
Dana
Laura Gallego, Tam, gdzie śpiewają drzewa, wyd. Dreams,
2013, stron: 400
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz